Cześć dziewczyny

malutka zasnęła, obiadek wstawiłam więc mogę teraz troszkę poczytać forum.
Dzisiaj jesteśmy pierwszy dzień same w domku, córcia w szkole,a mąż w pracy. W domu jest cichutko więc malutka sobie smacznie śpi,a ja już zrobiłam pranie, jedno już wyprasowałam.
A skoro teraz mam troszkę wolnego czasu to opisze Wam mój poród.
W nocy z niedzieli na poniedziałek dostałam bóli i skurczy co 10 minut. Z racji że to moja druga ciąża postanowiłam nie panikować i nie jechać od razu do szpitala. Rano kiedy mąż i córka wstali poinformowałam ich że chyba się coś zaczyna dziać.Córcia była w siódmym niebie,że w końcu urodzi się jej siostrzyczka. Zawieźliśmy ją z mężem do szkoły,a sami pojechaliśmy na IP.Tam zrobili mi ktg, w ciągu pół godziny pojawiły się dwa skurcze, których zdaniem położnej czuć nie powinnam,a mnie bolało jak cholera. Przyszedł mój gin,zbadał mnie i powiedział że rozwarcie jest na 2,5 cm i położył mnie na oddział. Tam położna spisała ze mną wywiad, przyszedł kolejny lekarz i stwierdził że z mojego zapisu ktg urodzę albo w nocy albo nawet za tydzień. Pomyślałam,że chyba go pogieło bo nie miałam zamiaru chodzić z takimi bólami jeszcze tyle dni. Poszłam na sale,a męża wysłałam do domu,żeby zrobił córci obiad i kazałam przyjechać po obiedzie. O godzinie 19.30 zaczęły się już skurcze co 4 minuty, przyszła położna zbadała mnie i powiedziała,że rozwarcie jest już na 4 cm,więc coś postępuje. Kazała się przebrać w koszulę porodową i poszłam na porodówkę. Zdążyłam tylko zadzwonić do męża,że idę rodzić. Kiedy przyszłam położna nalała mi wody do wanny i kazała posiedzieć pół godziny,żeby troszkę bóle ulżyły,a ja stwierdziłam że w tej wodzie mi tak dobrze,że mogłabym w niej rodzić,ale niestety takiej możliwości nie było. Po 1,5 godzinie skurcze miałam już co 2-1,5 minuty i zaczynały się parte. Rozwarcie miałam już pełne,więc położna ściągnęła lekarza. Przez godzinę próbowała urodzić mała siłami natury jednak pech chciał,że główka cofała się z kanału i nie mogłam jej wyprzeć. Lekarz mi pomagał, położna co skurcz robiła mi masaż szyjki, rozszerzała i nic się nie działo. Ja zwijałam się z bólu, modliłam się do boga żeby mi pomógł. W końcu lekarz zdecydował,że nie ma co męczyć dziecka i mnie i zlecił cesarkę. Poprosiłam salową żeby przyniosła mi telefon, zadzwoniłam do męża,że będę miała cc,a on biedny nawet nie mógł do mnie przyjechać,bo nie mieliśmy z kim córki starszej zostawić. O godzinie 0.42 wyjęli mi w końcu malutką, od razu płakała bardzo głośno. Ja po zabiegu nic nie spałam. Nie wiem czy z wrażenia ale po prostu oczy jak 5 zł. Ogólnie doszłam do siebie bardzo szybko, czucie w nogach wróciło po dwóch godzinach. Siadałam i chodziłam już tego samego dnia.
Poród był ciężki,ale dzięki opiece położnej i lekarzowi wspominam go dobrze. Najważniejsze,że malutka urodziła się cała i zdrowa.