|
Dot.: pierwszy rok małżeństwa w pigułce, jestem w rozsypce
Teraz juz niby nie rozmawia codziennie. Jest trudne rozstanie, bo ja jestem głupia i mam nadzieje, ze cos sie zmieni, a nic sir nie zmienia na lepsze. Ciągle przy kłótniach słyszę jaka jestem zła, a nie uwazam, ze aż tak zawiniłam, żeby cale małżeństwo trzeba bylo konczyc rozwodem. Nie wiem jak można być w związku i nie brać ani cienia odpowiedzialności za to co się dzieje, tylko obarczać wina jedna osobę.
W tym wątku juz pewnie wszystko zostalo powiedziane, dziekuje Wam za wszystkie wiadomości, również,te prywatne. Nie mogę się pogodzić z tym co sie dzieje i żyje w jakiejś wiecznej iluzji. Boje sie decyzji, jestem na to wszystko w ogole nie przygotowana i nie wiem co moze zmienic moje nastawienie. Nie umiem zrozumieć, gdy on mówi ze juz mu nie zalezy
olewam to, udaje, że nie słyszę. Nie wiem juz sama. Dalej karmie sie nadzieja, ze sie ułoży.
Wg męża, logicznie ten związek nie ma sensu, ale twierdzi ze ma nadzieje ze jakos cos sie zmieni, ale jest zablokowany na różnych poziomach i juz nie umie z tym nic zrobić. Tak twierdzi. Bo przeciez jak jest dobrze to on jest kochany, a jak jest zle to za grosz szacunku do mnie i mojej rodziny.
---------- Dopisano o 19:50 ---------- Poprzedni post napisano o 19:48 ----------
Moj mąż oraz jego rodzina uważają, ze takie dzwonienie jest normalne i to ja jestem nienormalna, wszyscy wysylali mnie do psychiatry.
__________________
"racja jest jak dupa, każdy ma swoją"
|