Okres dojrzewania u psa
Drogie Wizażystki !
Po długich prośbach a nawet (!) groźbach, mój luby pozwolił mi mieć psa.
Wybór padł na miniaturkę Yorka - ze względu na mieszkanie w bloku, nic większego nie wchodziło w grę. I tak oto pojawił się Odi.
Przeuroczy, ukochany, bardzo grzeczny chłopiec!
Zaczęło się całkiem nieźle. Maty porozkładane na podłogach skutecznie go przyciągały i chociaż zdarzyło mu się czasem nasiusiać na podłogę - to zazwyczaj celował tam, gdzie powinien. Pojawił się bardzo krótki okres siusiania na łóżko (z lenistwa nie chciało mu się zejść po schodkach na podłogę), ale dzięki mojej determinacji (przez 2 tygodnie wstawałam w nocy co godzinę i stawiałam go tam, gdzie siusiać trzeba) szybko minął.
Wszystko się zmieniło, od momentu, w którym skończył 7 miesięcy.
Zmiana o 180 stopni powoli zaczyna mnie przerastać.
Nadal grzecznie zostaje w domu, kiedy my jesteśmy w pracy, ale poza tym - nic już z jego ułożenia nie pozostało.
- obsikuje każdy róg, każdą nogę i ogólnie wszystko co tylko da się obsikać. W stronę mat nawet nie patrzy. A mamy 22 metry tarasu z żywą trawą - na który drzwi są cały czas otwarte !
- zaczął wyć. Przy drzwiach, przy oknie, stojąc po środku pokoju, leżąc na łóżku.
- niemiłosiernie piszczy. Bez przerwy.
Wychodzę z nim każdego ranka na półgodzinny spacer. Później przez 8 godzin jest w domu sam. Wracam - i od razu wychodzimy na godzinny spacer. Później po ok. 2 godzinach znowu idziemy na godzinę na dwór.
Jak tylko wracamy do domu - zaczynają się piski. Cały czas domaga się noszenia na rękach, głaskania, drapania. Doszło nawet do tego, że jak wychodzę do WC, to biegnie za mną (jak go nie wpuszczam - to robi koncert na pół osiedla) i siedzę na kibelku z psem na kolanach !
Powoli mam wrażenie, że to on zaczął mną rządzić. Jak wychodzimy na spacer - to idziemy tam, gdzie On chce. Bo jak nie, to odstawia sceny jak 5 letnie dziecko. Wyje, zapiera się łapkami, piszczy, gryzie smycz. I w końcu to ja odpuszczam.
Nie mam serca na niego krzyczeć. Nie wiem co działo się w hodowli, z której go wzięliśmy, ale On bardzo boi się krzyku. Jak tylko podniesie się na niego głos - tuli uszy, podkula ogon i ucieka albo kładzie się na chodniku.
Piesek jest przepiękny ! Prawdziwa miniaturka (co coraz rzadziej się zdarza), jego waga nie przekracza 1,5 kg.
Nie chcę, żeby był nieszczęśliwy. Ale nie jestem w stanie opanować już tego obsikiwania i jęczenia. Potrzebuję też kilka minut dla siebie, na chociażby głupie poczytanie książki. Chciałabym, żeby leżał koło mnie spokojnie, a nie właził na mnie i domagał się całej mojej uwagi. 24/7.
Z tego wszystkiego myślałam już o kastracji ...
Ale nie chciałabym zrobić mu krzywdy..
BŁAGAM O POMOC!
|