Napisane przez _Aneta
May szczerze mówiąc ja bym już sobie go odpuscila - za całokształt twórczości. Niestety, nawet jak teraz się zgodzi (łaskawca), to w dłuższej perspektywie się nie zmieni. Wiem, że łatwo się mówi. Ale wiem i po sobie i po znajomych, że nie warto tak tkwić jak coś jest nie halo. Moja koleżanka była w związku 6 lat. Często się klocili, nie miała w nim wsparcia. Do szkoły średniej chodził 100 km od nas, nie mógł przyjeżdżać nawet na weekendy, musiał dostać przepustkę. Czasem się nie widzieli po 2 miesiące, a on po powrocie pierwsze co to do kumpli. Koleżanka chciała się z nim rozstać setki razy ale wiadomo, "tyle czasu razem, będzie lepiej, ble ble ble". Mówiłam jej, że go zostawi prędzej czy później. Poznała kogoś innego, kto o nią dba, ma dla niej czas, jest po prostu dla niego najważniejsza. I zostawiła byłego z dnia na dzień. Tez zresztą miałam podobną sytuację, tylko u mnie był już cięższy kaliber, bo do olewania i stawiania kumpli na piedestale dochodziły zdrady, przemoc. Ludzilam się, że się zmieni, obiecywał poprawę za każdym razem, a ja głupia wierzyłam. Zostawiłam go dla swojego tż po dosłownie tygodniu znajomości i ani przez moment nie miałam wyrzutów sumienia. Wcześniej myślałam, że w pełni szczęśliwe związki bez kłótni i odwalania głupich akcji to tylko w filmach, a szczęśliwe koleżanki kłamią, że u nich tak różowo. Myślałam, że wymarzylam sobie księcia na białym koniu, który nie istnieje. A jednak nie. Ale tu też musiał być ten impuls, w postaci kogoś innego, kto pokazał mi, że można inaczej, normalnie. I żałuję, że nie zakończyłam tego wcześniej, bo byłabym dużo zdrowsza psychicznie. Jesteś super dziewczyną i powinnaś być szczesliwa May a nie ciągle zdolowana przez kogoś, kto z założenia powinien Cie kochać najmocniej na świecie i zrobić dla Ciebie wszystko.
|