2015-09-07, 23:12
|
#3232
|
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2009-03
Wiadomości: 8 254
|
Dot.: Mamusie wrześniowe 2015 r. cz. X :)
Korzystając z potwornego bólu głowy, który nie daje mi spać, opiszę na świeżo swój poród.
Jak pisałam wcześniej w niedzielę zostałam przyjęta na patologię, oba KTG wykazały mi dość duże skurcze, chociaż ja nic nie czułam. Później nie mogłam spać w nocy, bo jak się kładłam to mnie wszystko bolało. Do 4 dreptałam po korytarzu i potem udało mi się cudem zasnąć. Obudziłam się o 6 i skończyło się spanie, ponieważ w tej pozycji coś mnie dziwnie bolało w pachwinach (dziewczyny z sali uświadomiły mi, że to może być skurcz). Na badaniu okazało się, że jestem cała pozamykana, na KTG żadnego skurczu. A bóle miałam ciągle, raz częściej, raz rzadziej. Siedziałam i czekałam co ze mną zrobią, a tu przychodzi pani, mówi co mam wziąć i że idziemy na porodówkę i niech moja położna (wykupiona) zastanawia się co dalej.
Trafiłam na porodówkę chwilę przed 13, położna mnie zbadała i tak pogmerała, że rozwarcie miałam 3 cm i zaczęły się widoczne na KTG skurcze. Na szczęście podczas KTG mogłam stać, więc jakoś dałam radę. Zapis się skończył, dojechał mąż i poszliśmy na salę z wanną, bo rozwarcie miałam już 7 cm. Tam niestety średnio mogłam znaleźć pozycję, ale trochę czasu tam spędziłam wyjąc z bólu. Przeszłam ponownie na łóżko na badanie, rozwarcie pełne, zaczęły się parte. Położna spytała czy chcę tam rodzić czy wracamy do wanny. Wróciliśmy. Musieli mi podłączyć oxy, bo skurcze trwały kilka sekund. Ja zamiast przeć to wyłam z bólu. W końcu tętno małego zaczęło spadać, kazali mi wyjść z wanny, a ja zamiast tego raz dwa wyparłam Szymka. Sama nie wiem jak. Niestety musieli mnie naciąć. Położyli go na piersi, zaczęli wypuszczać wodę, okazało się że mały był podwójnie owinięty gigantyczną pępowiną, którą przeciął mąż. Ja się zaczęłam telepać z zimna, więc mąż wziął małego i poszedł z nim na badania i kangurowanie. Łożysko urodziłam raz dwa. Potem wzięli mnie na szycie, niestety długie i bolesne, bo mimo nacięcia mocno popękałam. Mąż był cały czas z małym.
Potem przewieźli mnie na zaplecze, przyszedł mąż z synkiem i leżałam sobie z małym. Dostałam obiad i pojechaliśmy na położnictwo. Mąż siedział z nami do 21. Dziecko mi wzięli na noc, bo mi się strasznie kręciło w głowie przy próbie wstawania. Teraz leżę pod kroplówką i umieram przez ból głowy.
Ogólnie mój pobyt na porodówce trwał 2 godziny do momentu narodzin. O bólu zapomniałam praktycznie od razu.
I wkradł się błąd w opisie, bo mały miał 55 cm a nie 57 cm
I to chyba na tyle 
No i położna powiedziała, że przy następnym porodzie mam natychmiast po skurczach jechać do szpitala, bo raczej urodzę jeszcze szybciej niż dzisiaj. A dzisiejszy szybki poród też mi przepowiedziała.
Edytowane przez 201701300931
Czas edycji: 2015-09-07 o 23:14
|
|
|