|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2011-06
Wiadomości: 111
|
Gdy on nie chce ślubu....
Wiem wiem....takie wątki już były ale nie znalazłam sytuacji takiej jak moja i potrzebuję się wygadać...
Jestem z moim TŻ 5 lat, półtora roku jesteśmy zaręczeni, tyle samo też mieszkamy razem. Oboje pracujemy, jesteśmy samodzielni i układa nam się bardzo dobrze.
Niestety mojemu narzeczonemu nie spieszno do dalszego kroku jakim jest ślub, były oświadczyny, pierścionek, wszystko ładnie pięknie i...tyle. Zero tematu co dalej, nie mogłam już tak dłużej, gdyż dobrze wiedział, że zawsze zaręczyny wyobrażałam sobie tak, że oboje wyrażamy przez to chęć i gotowość do ślubu, więc w rocznicę naszych zaręczyn zaczęłam rozmowę na ten temat, powiedział, że wrócimy do tego jak zmieni pracę, bo chce mieć najpierw stabilizację zawodową, oczywiście potrafiłam to zrozumieć, tylko że pracę już dostał, swoją wymarzoną, dobrze płatną i tematu nadal nie poruszał.....
Wczoraj postanowiłam znów spróbować rozmawiać no i zaczęła się masa głupich wymówek...że jego śluby przerażają, że bycie w centrum uwagi, te przygotowania, wydanie pieniędzy.....Ok ok rozumiałabym gdybym chciała mieć ślub i wielkie wesele z pompą lecz ja wcale tego nie chcę, chciałabym wziąć po prostu ślub cywilny, jakiś mały obiad dla najbliższych i tyle, może jestem trochę dziwna ale naprawdę nie zależy mi na białej sukni i wystawnym przyjęciu....Chciałabym żeby to była nasza chwila i zależy mi także na takim "ukoronowaniu" związku, po prostu żeby był moim mężem, a ja jego żoną....Zresztą to chyba nic dziwnego biorąc pod uwagę, że przecież się oświadczył...
Niestety żadne argumenty do niego nie trafiają...a na dodatek na koniec rozmowy powiedział, że psuje tylko nastrój tym gadaniem o ślubie, że przecież jest nam tak dobrze i nie ma potrzeby żeby się spieszyć, że sobie wymyśliłam zachciankę....
Po tym chciało mi się już tylko płakać i temat został zakończony...
Czuję się okropnie, czuję się zawiedziona, rozżalona ale też trochę oszukana bo przecież sam się oświadczył czyli wyraził chęć i gotowość do dalszego etapu, prawda?
Dodam jeszcze, że powiedział "możemy najpierw postarać się o dziecko, a dopiero z czasem weźmiemy ślub".....no to już mnie zupełnie rozwaliło i sprawiło, że odechciało mi się kompletnie wszystkiego no bo jak ktoś kogo przeraża ślub może być gotowy na bycie ojcem ? poważnie zastanawiam się nad sensem tego związku....No bo przecież jeśli mężczyzna naprawdę kocha kobietę to zależy mu na tym, żeby być z nią zawsze i liczy się z jej uczuciami...
Pewnie powiecie "widocznie nie jesteś tą jedyną" i ja już też zaczynam tak myśleć....Chociaż wszyscy nasi znajomi uważają nas za parę idealną, za wzór jak powinien wyglądać związek. Nie wiem co zrobić dalej, czekać? Tylko na co i ile? Mam 27 lat, mam czekać 10 lat i obudzić się z ręką w nocniku?
Powiedzcie mi, co o tym myślicie i jak powinnam dalej postąpić? Bo ja już naprawdę nie wiem....nie chcę zbyt znów zaczynać rozmowy bo znowu będą nerwy, a mnie to po prostu rani...Po tej rozmowie to już nawet ciężko mi z nim rozmawiać na takie normalne, codzienne tematy, bo on oczywiście zachowuje się jakby nic się nie działo...
Przepraszam za długi post ale musiałam się wygadać....mam nadzieję, że spotkam się u Was ze zrozumieniem....
__________________
''Są ludzie, z którymi od pierwszej chwili znajdujesz wspólny język. A potem bez względu na upływ czasu, dzielące was kilometry albo dni milczenia wystarczy, jedno spojrzenie i znów rozumiecie się bez słów.''
— Mia
|