Napisane przez nicola004
Dziękuję, bardzo za odpowiedź. u mnie w wielkim skrócie to było tak, że w 2013 roku zaszłam w ciąże i wszystko było ok i pod koniec 14 tc na kolejnej wizycie u mojego ginekologa okazało się, że serduszko już nie bije. A WSZYSTKO było wcześniej dobrze... Miałam zabieg, o mały włos nie poszłam na drugi świat z moim dzieckiem bo dostałam straszny krwotok, zrobili mi jeszcze jeden zabieg, tamponowanie, transfuzja krwi i jakoś doszłam do siebie. To tak naprawdę wielki skrót... Nie wiadomo było jaka była przyczyna śmierci dziecka, pępowina ok, dziecko też nie wykazywało żadnych wad, aczkolwiek nie miałam pojęcia, że można wysyłać kosmówkę na jakieś badania. Dzieciątko oczywiście pochowaliśmy (nasz ks. Proboszcz odprawił wspaniały pogrzeb...) a za pieniądze z zus zrobiliśmy mu (chłopczyk Antoś) nagrobek. Nie myślałam nawet żeby te pieniądze przeznaczyć na coś innego np. na badania, z resztą mój lekarz mówił, że tak się zdarza, ale na pewno za drugim razem to się już nie powtórzy itp., takie trochę ogólniki. Nie chciałam z resztą zachodzić od razu w ciążę kolejną, chciałam przeżyć żałobę, myślałam wtedy, że ten kamień, który miałam wtedy na sercu zostanie już do końca życia, ale czas trochę zabliźnił rany, pogodziłam się z tym, że czeka na mnie po drugiej stronie mój syn. Później przez polecenie koleżanki trafiłam do dr Przybycienia, chciałam żeby zlecił mi wszystkie możliwe badania, żeby drugi raz nie powtórzyła się historia... I wyszła na pierwszym miejscu niedoczynność tarczycy poza tym jeszcze mutacja tego genu, zapomniałam nazwy bo badania robiłam rok temu, w każdym razie stosuję dietę bezglutenową i biorę ten kwas foliowy lepiej przyswajalny no i acard. Poza tym nic więcej nie wyszło, kariotyp męża i mój prawidłowy. Udało się na stymulacji lamettą i ovitrelle. I to w skrócie moja historia..
|