Dot.: Nie umiem poradzic sobie z rozstaniem
Dzieki, Dziewczyny. Bardzo trudno mi sobie z tym poradzic.
Nie, nie utrzymujemy ze soba kontaktu, napisal do mnie tylko ten jeden raz, mysle, ze moze sumienie go ruszylo albo sobie nagle przypomnial o mnie. Wiem, ze dla niego juz nie istnieje. Ale owszem, przyznaje, resztki nadziei mam, choc wcale jej nie chce, bo ona nie daje mi zapomniec.
Nie pytam o niego znajomych, na poczatku robilam to bez przerwy (ale tylko tych zaufanych), teraz juz nie chce wiedziec. Czasem ktos cos powie, jak to w towarzystwie, wiec stad wiem, ze radzi sobie (beze mnie) swietnie. Wciagnelo go zycie studenckie.
W trakcie roku akademickiego mam duzo zajec, uwielbiam swoje studia, wiec wydawaloby sie, ze czasu na rozpamietywanie tez powinno byc mniej, ale ten bol siedzi we mnie caly czas, caly czas mam to wszystko gdzies w glowie. Potrafi zakluc w kazdej chwili.
Na poczatku zamknelam sie w tym calym smutku i spedzalam wiekszosc czasu samotnie, dopiero od kilku miesiecy buduje jakies nowe znajomosci, nawiazuje kontakty z ludzmi z uczelni i to troszke pomaga. Ale zadna znajomosc nie jest dla mnie choc w czastce tyle warta, co przyjazn (pomijajac juz milosc) z nim.
|