Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Jestem z Nim, choć kocham innego.
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2015-12-28, 13:45   #1
MiMalaMi89
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-12
Wiadomości: 8

Jestem z Nim, choć kocham innego.


Witajcie. Postanowiłam opowiedzieć w końcu komuś swoją historię, bo męczę się z tym już od długiego czasu.

Trochę ponad rok temu poznałam mężczyznę (powiedzmy, że to Paweł). Byłam wtedy w związku, z mojego punktu widzenia - bez przyszłości. Z Pawłem jeździłam razem na studia do innego miasta, regularnie co dwa tygodnie w weekend. 2 godziny spędzone razem w aucie w sobotę i 2 godziny w niedzielę - rozmowy o wszystkim i o niczym, buzie nam się nie zamykały, śmiechu co niemiara itd. Przy pierwszej podróży złapałam się na tym, że czułam się przy Nim tak rewelacyjnie i luźno, że miałam ochotę położyć swoją dłoń na jego udzie, gdy prowadził auto. Kobiety na pewno mnie zrozumiecie, gdyż z pewnością nie raz dotykałyście swoich mężczyzn w czasie jazdy ;-) To był tylko taki odruch w myślach i oczywiście tego nie zrobiłam. Jednak po jakimś czasie poczułam, że Paweł staje się dla mnie kimś więcej niż kolegą. Zaczęłam o nim nieustannie myśleć i czekać na kolejną podróż z niecierpliwością. W końcu przyszedł najgorszy, a zarazem najpiękniejszy dzień w moim dotychczasowym życiu - postanowiłam powiedzieć mu co mi w duszy gra... i nigdy nie czułam się tak zażenowana jak w tamtej chwili. Myślałam, że się zapadnę pod ziemię. Mój luby stwierdził bowiem, że nigdy absolutnie nie miał zamiaru mnie podrywać, że wie że jestem w związku i że nigdy nie odbierze żadnemu facetowi kobiety, bo sam miał żonę, która go zdradziła. Czułam się jak mała dziewczynka postawiona do pionu przez rodzica - zawstydzona i zażenowana. Miałam zamiar nie odzywać się już dopóki nie dojedziemy do celu, ale Paweł nie dał za wygraną - zawsze miał dar wyciągnięcia ze mnie wszystkich moich uczuć i emocji, przy nim nigdy nie mogłam skłamać bądź ukryć czegoś. Więc musiałam opowiadać co czuję, dlaczego itd. On się tylko uśmiechał i zadawał pytania. Gdy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że osoby u której miałam nocować nie było w mieszkaniu i nie miałam co z sobą począć. Paweł zaproponował kawę - a tym samym miał okazję do dalszych przesłuchiwań. A ja biedna nie mogąc się oprzeć, z czerwonymi plamami na dekolcie od zdenerwowania i ekscytacji, musiałam a raczej chciałam brnąć w to dalej. Po ok godzinie mogłam wrócić do mieszkania. Okazało się, że znajoma zabiera mnie na imprezę do znajomych a potem na miasto. Paweł też tego wieczora miał być "na mieście" ze znajomymi. Więc tak oboje wykombinowaliśmy, że spotkamy się gdzieś (nasze imprezy były bardzo blisko siebie). Około 1 w nocy, poszliśmy na spacer. Było wręcz idealnie...rozmów nie było końca. I stało się coś, czego się nie spodziewałam - Paweł pocałował mnie. I możecie pomyśleć, że koloryzuje i przesadzam, ale to był najpiękniejszy pocałunek w moim życiu! Całe szczęści siedziałam, bo w przeciwnym razie z pewnością bym upadła. Reszta wieczoru przebiegła w bardzo romantyczny sposób - spacer łapka w łapkę, przytulanie. Około 3 byłam w mieszkaniu znajomej, ale do rana pisaliśmy sms. Następnego dnia postanowiliśmy nie iść na zajęcia. Zamiast tego była kawiarnia, pizzeria, kino i powrót (prawie że za łapki) do naszego miasta.
Kilka dni później rozstałam się z chłopakiem - nie, nie dlatego, że pojawił się inny - choć może się tylko usprawiedliwiam (?!). Powód był inny. A raczej kilka. Ale z pewnością poznanie Pawła pchnęło mnie do dokonania kroku, który prędzej czy później i tak bym zrobiła.
Po 1,5 miesiąca od tamtych wydarzeń mój świat się załamał. Spędziłam z Pawłem noc. I to cudowną noc. A na drugi dzień usłyszałam z jego ust, że to nie to. Że nigdy nie będziemy razem. Że on nie potrafi zaufać kobiecie. Że czuje się przy mnie bardzo dobrze, że świetnie nam się rozmawia, że cudownie mu ze mną w łóżku, ale on nie potrafi dać mi niczego więcej, żadnego uczucia. Zerwaliśmy kontakt. Płakałam tydzień. Po świętach spotkaliśmy się znów, zaprosił mnie do siebie. Przed sylwestrem znów zerwał ze mną kontakt. Cały czas powtarzał, że on to robi dla mnie, żebym nie robiła sobie nadziei. Że on też kogoś kiedyś bardzo kochał bez wzajemności i tylko całkowite zerwanie kontaktu mu pomogło. OK. przeżyłam i to. Usunęliśmy nawzajem swoje nr tel., usunęliśmy się ze znajomych na fb - żeby nie kusiło. I tak wytrwaliśmy do końca lutego. W momencie, kiedy ja zaczynałam się otrząsać i żyć własnym życiem, on się odezwał. Stęsknił się jak twierdził i bardzo chciał się spotkać. Ja nie miałam nikogo, nie spotykałam się też z nikim więc pomyślałam: a co mi szkodzi? Teraz to ja mu pokażę! Chciałam zrobić tak samo jak on ostatnio - chwilę z nim flirtować i odpuścić. Jednak nie wyszło...bo wróciły znów te same uczucia. I znów zaangażowałam się bardziej niż on. Po niespełna trzech tygodniach spotkań, randek, wspólnych nocy powiedział, że to koniec. Że nie potrafi się zaangażować. Czyli znów płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy powiedziałam sobie dość! Nigdy więcej nie pozwolę by mnie raniono. Niemalże tego samego dnia odnowiłam przypadkiem kontakt z przyjacielem z liceum (powiedzmy Dawidem), który zawsze się, we mnie kochał. I dla mnie to był znak - Dawid nigdy Cię nie zrani, nigdy nie zostawi, będzie kochał, szanował i dbał do końca świata - taki ostatni sprawiedliwy mężczyzna. Szybko zostaliśmy parą. Wspólne licealne wspomnienia nas zbliżyły i to, że przecież znaliśmy się od ponad ośmiu lat! Do końca maja nie miałam kontaktu z Pawłem - nawet sama go specjalnie nie szukałam, pochłonięta nowym związkiem. W maju miałam ostatni zjazd i pech chciał, że nie miałam z kim jechać (a połączenia pkp i pks są naprawdę znikome na tej trasie), więc odezwałam się do Pawła czy i przypadkiem on się nie wybiera na uczelnię. Wybierał się. Zaproponował wspólny nocleg - by było taniej - zgodziłam się. I znów wszystko powróciło, jednak tym razem nie doszło między nami do niczego oprócz pocałunków. Jakieś winko, coś do jedzenia, meczyk, film i spać (na osobnych łózkach). Po jakimś czasie znów ta sama śpiewka: lepiej będzie dla Ciebie jak nie będziemy się spotykać, skup się na związku itd.itp.

Kolejne spotkanie odbyło się jakoś w lipcu. Mieszkałam już z moim chłopakiem. Jednak nic nie było mnie w stanie powstrzymać, by nie spotkać się z Pawłem. Po kolejnej spędzonej razem nocy, stwierdziliśmy, że zachowujemy się patologicznie. Jesteśmy wykształconymi, inteligentnymi ludźmi, mamy swoje zainteresowania, mamy ciekawe prace, a zachowujemy się czasami jak patologia. Oboje wiedzieliśmy, że to co robimy jest złe, ale oboje nie mogliśmy się temu oprzeć i powiedzieć stanowcze NIE. W sumie, on kilka razy mówił NIE. Tłumaczył mi cały czas, że nigdy nie będziemy razem, że on widzi, że ja robię sobie nadzieję i dlatego chce to wszystko zakończyć...tylko, że ja nie potrafię zakończyć tego co do niego czuję. Bo kocham go, jak jeszcze nigdy nikogo nie kochałam........ Miałam już kilka związków, mniej lub bardziej udanych, ale za każdym razem czułam, że to nie to. Z Pawłem poczułam to przy pierwszym pocałunku i to uczucie we mnie trwa i mam czasem wrażenie, że z dnia na dzień jest coraz silniejsze.

Dawida nie kocham. Pierwszy raz się do tego przyznaję. Jest wspaniałym mężczyzną, moja rodzina go uwielbia, mama ciągle wypytuje o datę ślubu...a ja krzyczę wewnętrznie z bólu...codziennie zasypiam i budzę się przy nim, przed oczami mając tylko jedną twarz. Twarz człowieka, który mnie nie chce, nie kocha. To potwornie boli...

Na koniec jedno z ostatnich spotkań z Pawłem: weekend, ja po 13tu godzinach pracy, on po meczu wyjazdowym swojej ukochanej drużyny koszykarskiej. Mecz wygrany więc ostro świętował z kolegami. Zaprosił mnie do siebie a ja oczywiście się zgodziłam. Przyjechał po mnie taksówką. Jak zobaczyłam w jakim jest stanie upojenia, chciałam nie wsiadać do taksówki, ale on wcześniej mówił, że bardzo mu zależy na tym spotkaniu więc zaciekawiona co takiego ma mi do powiedzenia, wsiadłam. Pożałowałam jak dotarliśmy do mieszkania. Od początku zaczął mnie przytulać, głaskać po głowie, mówić dwuznaczne teksty. Bez słowa wstałam, ubrałam się i wyszłam - poczułam, że mnie nie szanuje, pierwszy raz. Zobaczyłam tylko przez szybkę od windy, że wyszedł za mną zszokowany. Lał deszcz była 12 w nocy, ale mnie to nie przeszkadzało, postanowiłam, że spacer dobrze mi zrobi a mieszkam od niego ok 20 min pieszo. Po jakimś czasie zorientowałam się, ze dostaję wiadomości na facebooku. To od niego: gdzie jesteś, szukam Cię, chodzę dookoła bloku, idę pod Twój blok i będę tam czekał na Ciebie itd. Stwierdziłam, że wracam do niego - żeby mi pod blokiem przypadkiem nie wystawał. Spotkaliśmy się wpół drogi. Wtedy chyba odbyliśmy najbardziej szczerą i dramatyczną rozmowę jaka się kiedykolwiek między nami wywiązała. Zaczął krzyczeć, że dlaczego ja w ogóle wyszłam, że jeśli myślę, że chodziło mu tylko o jedno (wiadomo o co), to jestem w wielkim błędzie, że mam się zastanowić kim ja dla niego jestem i że jak bym była tylko zwykłą koleżanką (a zawsze wcześniej tak mówił), to by za mną nie wyszedł i to w zimę, bez kurtki i chory (bo był na zwolnieniu l4 wtedy) i że ja przecież nie kocham Dawida, bo kocham jego i mam się zastanowić, jak wygląda moje życie i czego ja chcę od życia.... potem jak mu powiedziałam, że wiem, że byłaby z nas bardzo dobrana para, to przyznał mi rację.... Kompletnie nie rozumiem tego faceta.

tydzień temu napisał mi, że z kimś się spotyka, ale nie wie co z tego wyjdzie i czy w ogóle coś wyjdzie. Kolejna załamka.

Proszę pomóżcie, bo sama nie daję już rady analizować tego wciąż od nowa.

Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale to cały rok z mojego życia, a i tak ominęłam sporo wydarzeń i szczegółów.

Edytowane przez Trzepotka
Czas edycji: 2015-12-28 o 20:21 Powód: Przywrócenie usuniętego posta.
MiMalaMi89 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując