Przyczajenie
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 25
|
Dot.: Czy od razu umiałaś wszsytko w nowej pracy?
Cytat:
Napisane przez SweetHusky
Zainspirowana nieco innym wątkiem i moją wypowiedzią tam, zaczęłam się zastanawiać jak to właściwie jest na nowych stanowiskach. Czy każda z was już wszystko umiała, wiedziała co z czym, była samodzielna, nie potrzebowała pomocy z czymś nowym?
Wątpię.
Ja na ostatnim stażu wielu rzeczy naprawdę nie wiedziałam bo były dla mnie zupełnie nowe. Tzn. miałam już doświadczenie biurowe, ale bardzo ogólne. Na ostatnim stażu miałam już wiele wyspecjalizowanych zadań. Policzyć siamto, znać zasady czegoś tam. Nawet sie dziwiłam, że mam taki zakres zadań nie mając przygotowania do tego na uczelni czy u wcześniejszych pracodawców. Osoba, która brała mnie na ten staż wiedziała, że nigdy czegoś takiego nie robiłam. Wychodziła z założenia, że po studiach muszę umieć. 
Nikt mi nie tłumaczył. Dostawałam bardzo ogólnikowe polecenia a pytając o szczegóły robiono mi łachę, że coś sprecyzują. Po czym i tak często okazywało się, że źle zrobiłam lub nie potrafię zrobić. Nikt nie chciał doradzić, każdy był zajęty swoją pracą. Bardzo mnie to zdziwiło bo do tej pory w innych biurach zawsze ktoś jakoś naprowadził, doradził, pokazał. I teraz się zastanawiam, czy to ja byłam taki głupek i już wszędzie tak będzie. Czy to tam było źle a ja miałam prawo sobie nie radzić?
W każdym razie z tamtego stażu wyszłam z kompleksami, że jestem beznadziejnym pracownikiem. Z lękiem, że na poważniejszych stanowiskach zawsze jest się samotnym i zdanym na siebie. Odechciało mi się pracować.
Mam teraz inną pracę ale kompleks został.
|
Odpisałam Ci nawet na tamtym wątku :P
Na początku dostałam od pracodawcy wiadomość, że nie jestem osobą, jakiej poszukuje na staż, ale reszta potencjalnych kandydatów wysłanych przez PUP była jeszcze gorsza.
Potem było równie kolorowo. Wymagania bez żadnych wskazówek i tłumaczeń. Hitem było pozostawienie mnie samej w biurze (szef siedział w tym czasie u siebie i nie wyjrzał ani razu), żebym obsługiwała petentów (miałam staż w kancelarii prawnej), a nie posiadałam nawet dostępu do systemu, gdzie były wszystkie dane dot. spraw . Ktoś mnie pytał na jakim etapie jest postępowanie, a ja nie mogłam nawet zajrzeć i zobaczyć.
Poza tym pisanie pism też szło mi tak samo gładko. Pracodawca dawał mi akta i dokument i kazał odpisać. Odpisywałam po swojemu (nie wiedząc nawet co trzeba dokładnie odpisać na dany wniosek) i niosłam do niego. On czytał, śmiał się i kazał mi pisać od nowa po raz kolejny nie precyzując. Więc napisanie jednego pisma zajmowało mi czasem 4-5 h, bo ciągle latałam do niego, on drwił ze mnie i kazał mi pisać od nowa. Nie rozumiałam jego zachowania, bo wystarczyło choćby ogólnie wytłumaczyć co mam odpisać, a nie liczyć, ze osoba która nigdy nie miała styczności z daną gałęzią prawa i językiem prawniczym będzie wiedziała, co napisać . Myślę, że to była taka zabawa moim kosztem - bardzo zresztą nieprofesjonalna .
Strasznie mi to podkopało wiarę w siebie i zniechęciło. Z początku byłam nakręcona, że czegoś się nauczę, wreszcie zobaczę jak to jest pracować i utrzymywać znajomości również z kolegami i koleżankami z pracy. Przeliczyłam się, jak widać. Jestem tam na etacie, ale nie zmieniło się wiele. Metodą prób i błędów nauczyłam się wreszcie jak odpisywać na standardowe pisma, chociaż wciąż czasem popełniam błędy i ogólnie poznałam powiedzmy specyfikę tej pracy. Ale niestety ciągle mam poczucie niższości i nawet czuję się zawstydzona (a nigdy nie miałam takiego uczucia w takich sytuacjach), kiedy muszę o coś dopytać - bo mam wrażenie, że wieje ode mnie głupotą na kilometr :P
Poza tym zawsze lubiłam dużo gadać - przez pracę stałam się milczkiem. W pracy ze współpracownikami (ludźmi w moim wieku) wymieniamy się w sumie tylko powitaniami i pożegnaniami. W dodatku wszyscy plotkują za czyimiś plecami. Dziewczyny obgadują koleżankę, 5 minut później ona wchodzi do pokoju, a one ślą jej uśmiechy. Zapewne dokładnie tak samo jest ze mną 
I chyba po prostu obie wpadłyśmy w pułapkę niefajnego pracodawcy. Zazdroszczę tym, którzy mieli świetnego szefa, chcącego ich czegoś nauczyć. Szydzenie ze stażysty, który i tak czuje się zagubiony w pierwszej pracy, to chyba najgorsza opcja, bo to w człowieku zostaje mimo wszystko.
|