Toż Ismaelek nalezy do Tati już od czasów brzuszka
Moja córka wzięła sobie za punkt honoru chyba wykończyć rodziców. Od rana jęki i płacze. Ale i tak Ją kochamy. Może to faktycznie klątwa 8go miesiaca?
Dziś od rana płacz, jęk. Trzeba siedziec obok Niej. Całe szczęście, że pospała na balkonie 1,5 godz, bo miałam czas na kuchnię. I tak generalnie obiad wczoraj przygotowałam a dziś tylko pieczenie, gotowanie. I tak piekę na raty, bo trzeba obracać, a z Ulką na ręku nie będę tego robić. Gdy Ją odłoze to ryk, którego słuchać już nie mogę i mam ochotę się wydrzeć ja na Nią

Dlatego wyłączem piekarnik, potem znów go włączam ... do dooopy.
Po południu oczywiście nie chciaął jeść mojej zupki. Nie słodziłam. Dodałam dla słodkości sinlacu. Za to zjadłą słoiczek Gerbera. To była ostatnia zupka, jaką ugotowałam Uli w tym miesiacu. Nastepny raz spróbuję w listopadzie. Mam już SERDECZNIE DOŚC!!!! Po obiadku najwyraźniej chciało sie Uli spać. Usypiałam ją 1,5 godziny (z przerwami). Cały czas na zmiane: wyginała się w łóżeczku, ryczała, bawiła się. J a Ją na boczek, oczka zamknęła....za chwilę na plecy, prężenie ..a co ja Was będę zanudzać szczegółwami. Genralnie wielkie G! Mam takiego wk***a, ze szok! W końcu wzięłam Ją na kolana do kompa. Nadeszła pora cyca, dostała, zasneła....myślę sobie - nooooo..to teraz po wojaczce, najedzona cycem pośpi z 2 godzinki.... tiaaaa pół godziny i dzień dobry!
Wczoraj zasnęła ok. 22.00. Mimo, że była zmęczona (ale nie przemęczona). Nie chciała cyca. Wyginała się, ale miała dobry humor, bo inaczej myślałabym , ze brzuszek, alebo coś. Już w akcie desperacji zrobiłam jej mleko modyfikowane, zeby najadła się i nie budzoiła co chwilę w nocy, jak to ma w zwyczaju ostatnio. Dooopa. Mleka nie chciała, cyca tez nie. Wku***am się i poszłam do kuchni robić obiad na następny dzień. Nakrzyczałam na TZta żeby zajął sie Ulą. Bo Pan siedział sobie przed kompem. Moze coś służbowego robił (?), ale k***a co!!! Czy ja cały dzień leżę do góry brzuchem? Poza tym cały dzień go nie było. Przyjechał ok. 17.00. o 20 kąpiel Uli i tyle mi pompgł. A ja już miałam dość słuchania jęków, wyginania, marudzenia. Najchętniej to bym wyszła z domu i pierdyknęła drzwiami! Jakiś marazm mnie dopadł. Ulka teraz drze się w łóżeczku.... MAM DOOOOŚĆĆĆ!!!
*****
Pozabawiałam Ją, pochichrała się i dalej jęczy.
Ale gdy na NIą patrzę to tak kocham...

Coś mi dolega. Chyba się cieszę, ze wracam do pracy, bo siedzenie w domu i ciągle to samo mnie dobija. Z TZ nie najlepiej się układa. W ogóle nie gadamy ze sobą. A zresztą, kiedy gadaliśmy???
Mijamy się. Mam ochotę zostawić go np. w sobotę, gdy nie pracuje, z Ulą na cały dzień samych. Od rana do 15. Niech się Nią zajmie, ugotuje zupkę, dla nas obiad, niech utrzymuje porządek wokół Uli i siebie, niech Jej po jedzonku myje buźkę i ząbki, niech sam zje obiad, niech sobie poradzi...
Wydaje mi się, ze On nie wie, jak to naprawdę jest. Niby pomaga, ale jeśli proszę go o zajęcie się Ulą to najczęściej chodzi o zabwę lub spacer. Gdy zostawiam ich w poorze jedzenia, to ma wszystko podane - przygotowane a gdy wracam to nic nie jest sprzątnięte - bo przecież dzieckiemsię zajmował...
Tak zrobie w sobote!!!
POSTANOWIONE!!!!! Ale będe tęsknić za Ulą.

Kończę, bo znowu ryczy jkakby ją ze skóry kto obdzierał. Dziwię się, że sąsiedzi jeszcze dotychczas na policję nie zadzwonili, że tu się dziecko maltretuje....bo ciągle się drze BARDZO.