Nie wiem czy ktoś tu jeszcze bywa, ale może mi doradzi. Dziewczyny jak poradzić sobie z ogromną tęsknotą za Francją (nie, nie zakochałam się tam w nikim, za krajem)? Dopiero teraz wyjeżdżałam, tym razem już na stałe, czułam się jakbym szła na własny pogrzeb. Jeszcze kilka dni przed funkcjonowaliśmy normalnie, zjedliśmy pożegnalną kolację i zarówno ja, jak i inni studenci byliśmy w miarę dobrym humorze, łzy zaczęły się w nocy (przepłakałam sama godzinę, w końcu wyszliśmy razem na miasto) i przy wyjeździe. Brakuje mi znajomych, uniwersytetu, tamtego pokoju, ich jedzenia, samego miasta... wszystkiego

chcę tam wrócić... Gdyby nie to, że czekają mnie za kilka miesięcy dwie obrony i promotorzy wymagają obecności na seminariach, w życiu nie wyjechałabym z Francji teraz. Chyba pierwszym językiem po polskim, jaki pozna kiedyś moje dziecko będzie francuski i będę je zabierała w miejsca, uczelnie w których sama byłam, sentyment pozostanie na zawsze.
Nie jestem odosobniona w mojej tęsknocie, znajomi z innych krajów teraz wrzucają na fb zdjęcia podpisane np. "najlepsze doświadczenie mojego życia", "najlepszy wyjazd", oj tak... i pomyśleć, że kiedyś miałam przed nim obawy.