I myślisz że to wina mieszkania z rodzicami? Chyba nie skoro dalej piszesz o służącej-żonie czyli wyprowadzce z domu.
To jest wina złego wychowania to raz a jako że nie tylko samym domem człowiek żyje, chodzi się do szkoły, pracy, ma znajomych i widzi jak to wygląda u innych: lenistwa i wygodnictwa. Taka osoba po wyprowadzce od mamy przywoziłaby co tydzień pracę do domu i odbierała przy okazji przydział obiadków w słoikach. Wyprowadzka nie musi oznaczać samodzielności, mieszkanie w domu nie musi oznaczać bycia sierotą.
OK, ja wyprowadziłam się na studia do innego miasta, wynajęłam mieszkanie ze znajomymi, pieniądze na utrzymanie miałam od rodziców. Zdarzało mi się udzielać korepetycji, przez część studiów miałam stypendium, tyle z dodatkowej kasy. Czyli finansowo byłam zależna od nich. Oczywiście mieszkało mi się inaczej niż w domu, sama musiałam przypilnować wysłania przelewów za opłaty i zmieścić się w tym budżecie, ale na tym koniec. Dobra, jeszcze atrakcją było, żeby dogadać się z innymi osobami i nie pozabijać w kwestiach sprzątania, podbierania jedzenia, blokowania łazienki, funkcjonowania w różnym rytmie dobowym itd.

Nie nauczyłam się za to prać, gotować, sprzątać bo to umiałam wcześniej.
Mój brat nie dostał się na studia dzienne w innym mieście, studiuje w mieście rodzinnym (BTW do dziś trochę żałuję że sama tak nie zrobiłam - ale to dlatego że mojego kierunku tam nie było i wybrałabym może coś innego

) i zaocznie gdzie indziej. W międzyczasie pracuje dorywczo i ma stypendium. Tak, jest typową wizażanką

I też umie ugotować, pozmywać, wstawić i rozwiesić pranie, wie że śmieci się wynosi i umie sprzątać. Mimo że dalej mieszka z rodzicami.
Po prostu u mnie w domu nigdy nie było tak że obowiązki domowe są dla kobiet

tak było w domu mojej mamy ale z kolei faceci więcej pracowali w polu. Za to mój tata wyniósł też z własnego domu takie umiejętności bo babcia mając samych synów nie zamierzała być służącą na cały etat.