2005-08-11, 03:54
|
#800
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2005-08
Lokalizacja: usa, jacksonville, florida
Wiadomości: 355
|
Dot.: emigrancki los;)
nineczko...kocham moich rodzicow niesamowicie ale po pierwsze nie mam pozadnej pracy i nie zarabiam krocie i naprawde chce najpierw odrobic ta cala kase ktora chociazby poszla na moje problemy zdrowotne...pozatym juz nie dlugo mamy do zaplacenia kilkanascie tysiecy podatku na ktory trzeba nazbierac...to anthoni ciezko zarabia na te pieniadze i nie sadze ze powinnam tak od niego ciagnac
pozatym ciezko jest poprostu dzwonic do rodzicow a oni mowia ze to nie zaplacone, i to nie i na lekarswta nie ma...bo chcialoby sie pomoc, ale to takie niekonczace sie kolko, i bylo tak ze mama dzwonila o 3 nad ranem zebym pomogla i do rana wyslala pieniadze bo pilnie potrzebne, albo pilnie wysylalam moje pierwsze zarobione pieniadze z usa to nie jest tak ze nie pomagam, bo czesto wysylamy bo serce mi sie kraja jak mam sluchac co tam sie dzieje i do nie sa kwoty 100$...ale tak nie moze byc do konca zycia....jestem im wdzieczna za wszystko ale od kiedy pamietam sama zarabialam na studia, utrzymanie...wszystko...i nikt mi nie pomagal...
boje sie ze to poprostu stanie sie codziennoscia, pozatym naprawde nie chce laczyc finansow z rodzina...bo z tym jest zawsze cos nie tak
gdybym wiedziala ze ta pomoc nie jest odemnie oczekiwana to z przyjemnosci bym wsparla, bo przeciez zamiast prezentow jakie wysylamy moglabym gotowke...ale mam poprostu wrazenie ze jest oczekiwana i jak nie wysle to zawiode...a naprawde nie chce zawiesz swoich rodzicow
co do brata "marnotrawnego"...jejku.. .dziwie sie ze facet nie mial jaj(przepraszam), dumy...i nie zmobilizowal sie do oddania chociaz czesci...boze jak byloby mi glupio na jego miejscu
|
|
|