Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Potrzebne spojrzenie kobiet na sprawę - związek z dziewczyną z rodziny alkoholika
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2016-05-17, 10:22   #1
exploreworld
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2016-05
Wiadomości: 17

Potrzebne spojrzenie kobiet na sprawę - związek z dziewczyną z rodziny alkoholika


Witajcie, przedstawię opis sytuacji, prosiłbym Was o porady jak powinienem postąpić.

Od pół roku jestem w związku z 25 letnią dziewczyną, która pochodzi z patologicznej rodziny (ona ma o tym świadomość i sama się do tego przyznaje) – ja nie bardzo znam jej rodzinę bo rodzina mieszka 70 km od naszego miejsca zamieszkania, ale czerpię głównie z jej opowieści – ojciec jest alkoholikiem i zatruwa życie pozostałym domownikom – ma ponad 70 lat. Jej mama nie pije ale jest zależna od swojego męża. Dziewczyna posiada 3 starsze siostry, które też lekko nie mają – najstarsza jest w związku długotrwałym, nie mają dzieci ale są obciążeni na własne życzenie kredytami (rolują ciągle zadłużenie), druga najstarsza odseparowała się od rodziny ale z tego co wiem też nie ma lekko (jest w związku wykorzystywana), najcięższą sytuację wg mnie ma jej o kilka lat starsza siostra, która pozostała w tym domu (jest to mieszkanie ze spółdzielni czy tam jakieś socjalne) i mieszka z tymi rodzicami, a ponadto ma dziecko kilkuletnie, które też tam przebywa – ojciec dziecka jest obcokrajowcem i ma kryminalną przeszłość, nie żyją razem natomiast on jakoś finansowo ją tam wspiera. Siostra ta nie ma zatrudnienia w oparciu o umowę o pracę. Ogólnie sytuacja finansowa rodziny nie jest dobra ale jakaś tragiczna też nie jest – jej rodzice mają niskie emerytury, problem w tym że pieniądze są marnotrawione.

Dziecko jest oczkiem w głowie rodziny, kupują mu wiele zabawek, markowe ubranka itd. ale też na dużo pozwalają więc wydaje mi się, że przez wielu ludzi byłoby określone jako niegrzeczne. Moja dziewczyna jest matką chrzestną dziecka i bardzo mocno jest z nim zżyta. To tak w skrócie opis sytuacji rodzinnej mojej dziewczyny.

Teraz o nas:

Ja mam 27 lat. Jestem można powiedzieć z normalnego domu, choć mam wiele zastrzeżeń do swoich rodziców o sposób w jaki wychowali mnie i brata, pochodzę z rodziny górniczej czyli modelu rodziny gdzie ojciec pracował a matka zajmowała się domem. Sam nie kultywuję rodzinnej tradycji i pracuję w innej branży. Mam za sobą tylko jeden, ale aż 10 letni nieudany związek, który był typowym, dziecinnym związkiem z lat szkolnych a który w nieznany nikomu sposób udało się tak długo przeciągnąć – nie mieszkałem z moją byłą dziewczyną, a w jej rodzinie również występował problem picia przez ojca, tyle że sytuacja materialna była lepsza a on miał wysoką górniczą emeryturę. Nie udało się jednak i związek się rozpadł, nie z mojej woli. Rozpaczałem, ale po jakimś czasie dałem sobie szansę by żyć od nowa i tak poznałem moją obecną dziewczynę i się ponownie zakochałem. Moja dziewczyna jest inteligentna i bardzo zaradna, skończyła studia pomimo trudnej sytuacji w rodzinie, pracuje i utrzymuje się sama – wynajmuje mieszkanie 70 km od rodzinnego domu. Jest przeciwieństwem tego co w jej domu jest normalnością – nie pije, nie pali, nie przeklina. Z tych powodów jest w rodzinnych stronach uważana za odmieńca. Zaimponowała mi zaradnością, czułością jaką mnie darzy, sposobem zachowania. Nie ma wad które by mi przeszkadzały, ale z takich charakterystycznych dla niej cech mogę wymienić: jest bardo bezpośrednia, nie potrafi kłamać nawet kiedy miałoby to być kłamstwo w tzw. słusznej sprawie, zależy jej na to by być blisko partnera – nie toleruje związku na odległość nawet tymczasowo, jest radosna i rozmowna, nie zamartwia się przyszłością (nigdy nie myślała o tych problemach które ja poruszam, a ktore mogą nadejść kiedyś), lubi kiedy jest sprawiedliwie – np. jedna z osób gotuje obiad to druga zmywa naczynia. Właściwie to uciekła już z domu mając 15 lat. Jej dwa poprzednie związki się rozpadły nie z jej winy – miała dwóch partnerów z czego każdy z nich miał podobną sytuację rodzinną (alkoholizm w rodzinie). Ja jestem pierwszym, który nie ma takiego problemu w rodzinie. Dziewczyna wynajmuje mieszkanie a ja tam pomieszkuję i nieco się dorzucam. Ogólnie bardzo dobrze mi się z nią mieszka, spędza czas, rozmawia, wymienia poglądy, współżycie i wszystko inne w jak najlepszym porządku. Jedyną zagwozdką jak dla mnie jest własnie jej rodzina i to jaki może mieć wpływ na moją dziewczynę. Moja dziewczyna pomimo iż nienawidzi swojego ojca, ale jest bardzo mocno zżyta ze swoimi siostrami i mamą. Wzajemnie sobie pomagają. Przebywając tam, nie utrzymuje relacji z ojcem (jest wręcz wrogo nastawiona), ale pielęgnuje relacje z siostrami i siostrzeńcem. Mimo dużej odległości i duzych nakładów aby się tam dostać (nie posiada jeszcze samochodu, więc tułaczka pociągami nie jest jej obca) – bywa tam średnio raz na dwa tygodnie, z noclegiem weekendowym włącznie. Utrzymuje codzienny kontakt telefoniczny i zwierza się ze wszystkich swoich problemów – nie mają przed sobą żadnych tajemnic. Obawiam się, że po swoich wczesenijszych doświadczeniach podchodzi z dużą dozą dystansu do kolejnego zwiazku, zdając sobie sprawę, że w życiu nie ma gwarancji na nic, jednak ma świadomosć że rodzina jej nie zostawi nigdy. Mi nie przeszkadza to, że ona jest z takiej rodziny i że chce dalej utrzymywać z nią kontakt, jednak pojawiają się u mnie pewne pytania na przyszlość – szczególnie w chwili kiedy człowiek stoi przed decyzją wzięcia wspólnego kredytu (zamiast opłacać komuś ratę podczas wynajmowania) – jak będzie wyglądać małżeństwo i jak będzie wyglądać sytuacja kiedy przyjdą jakieś czarne chmury – np. gdy ktoś z jej rodziny się rozchoruje lub jej siostra która jest żywicielką swojego dziecka (którego moja dziewczyna jest matką chrzestną) straci źródło dochodu… Najbardziej martwi mnie sytuacja, w której trzeba by zapewniać tej rodzinie wsparcie finansowe – nie potrafię sobie po prostu tego wyobrazić, a wszystkie ambicje tzn zgromadzenie jakiegoś majątku, dóbr, wydają mi się bezsensowne w sytuacji w której można to wszystko utracić na rzecz niesienia pomocy. Nie potrafię też z czystym sumieniem wziąć wsparcia finansowego od swojej własnej rodziny (np. na wkład własny do kredytu) kiedy sam nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie co mnie czeka… – jakoś nie potrafiłbym zapewnić własnej rodziny, że to co dadzą to nie zostanie zmarnotrawione i że inwestują tylko w swojego potomka.

Omawialiśmy z moją dziewczyną wiele różnych poważnych tematów, ale po tych rozmowach miałem zawsze tylko jeszcze większe wątpliwości… np. podczas jednej z rozmów wysnuła hipotezę, że gdyby jej siostrze się coś stało, to ona będzie chciala wziąc dziecko pod swój dach. Kiedy wyrazilem opinię, że dziecko powinno być z rodzicami i że ma ono jeszcze ojca, zostałem nazwany bezuczuciowym… Dodam, że wypełniałem z dziewczyną testy DDA i z odpowiedzi bardziej wychodziło, że to ja mam ten syndrom (mam nadopiekuńczą matkę), niż ona. Dziewczyna obiecała mi jednak, w toku prowadzonych rozmów, że nie zmarnuje wszsytkich owoców swojej pracy na rzecz niesienia pomocy….

Bardzo mi zależy na niej i ogólnie czerpię radość z tego kiedy jej pomogam ale nie potrafię wziąć na siebie dodatkowych bagaży… Żeniąc się z nią z pokorą przyjąłbym to, że nie otrzymałbym żadnego posagu, żadnego dodatkowego wsparcia finansowego, ale mam niepokojące odczucie, że nie potrafiłbym udzwignać, zwłaszcza psychicznie, ani też materialnie (tak aby dalej żyć na normalnym poziomie jak większość rodzin – a na tym mi zależy) dodatkowych zobowiązań w postaci płacenia za błędy członków rodziny ukochanej.

Co byście poradzili?
exploreworld jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując