Lipcoweczki kochane! Dziekujemy za kciuki w trakcie porodu! O 11:40 pisalam do tzta wiadomosc, ze juz sie nie moge doczekac naszej Zosi....wtedy odeszly mi wody

na poczatku szok, ale poszlam do lazienki i saczyly sie dalej. Podbarwione lekko na rozowo bylam pewna ze zaczynamy rodzic

zadzwonilam sciagnac tzta z pracy i poszlam pod prysznic. Chyba po 12 bylismy na IP. Kolejka spora, ale tylko ja po odejsciu wod. Lekarz mnie zbadal, oszacowal wage na 2,9kg i od razu po ktg zawiezli mnie na sale porodowa. Sala i warunki rewelacja. Prysznic, muzyczka, worek sako, pilka, drabinki, lina i przyjemnie 24stopnie. Zaczely sie skurcze ale delikatne. Pisalam Wam jak polozna stwierdzila 2cm rozwarcia. Poszlam z tz pod prysznic na 40min, okazalo sie po wyjsciu ze juz mamy 5cm. Tz zapytal o znieczulenie, ale zupelnie nie czulam takiej potrzeby. Bol byl znosny, w skurczu tz przypominal mi o oddychaniu co bardzo pomagalo. Po kazdym skurczu chcialo mi sie pic, wiec dawal mi wode. Przy rozwarciu na 8cm polozna powiedziala ze to ostatni moment na znieczulenie. Odmowilam bo to naprawde jest do zniesienia. Powdychalam troche gazu, ale uznalam ze to nic nie daje. Po 8cm przy kazdym skurczu bylam chyba coraz glosniejsza, ale to sie tak szybko dzialo...nagle na sali juz byly 2 polozne, pomagaly mi zmieniac pozycje zeby malej bylo latwiej wyjsc. Czulam ze musze przec, ale obydwie stawialy mnie do pionu. Tz moj bohater! Trzymal mi glowe przy parciu, wycieral pot z czola i mowil ze zaraz konczymy i jestesmy dzielne. Nie poradzilabym sobie bez niego... W kulminacyjnym momencie byly dwie polozne i dwoch lekarzy. Polozna musiala mnie naciac na 2cm zebym nie popekala. No i o 19:07 SN pojawil sie na swiecie moj cudowny cukiereczek, moja piekna Zosia... 3,260gram i 55 cm szczescia! Polozyli mi ja cieplutka na brzuchu a ja nie moglam uwierzyc ze juz po wszystkim... Tz lzy w oczach, ja ciagle powrarzalam ze moja coreczka jest juz z nami... Nie moglam uwierzyc ze juz jest, sliczna, malenka, taka spokojna... Nie plakala bardzo, pojekiwala sobie... Zlapala tz za palec i zaczela szukac piersi. W trakcie urodzilam lozysko, lekarz mnie szyl, polozne zmienily podklady i wszyscy zostawili nas w spokoju na cudowne wspolne 2h we troje. Cos niesamowitego... Tyle milosci w oczach tzta, ta cudna buzia naszej malenkiej coreczki, cieplo jej cialka to najpiekniejsze co mnie w zyciu spotkalo! Zycze Wam takich porodow. Wiadomo ze cos tam musi bolec, ale to co nas czeka na koniec wynagradza wszystko.
