2016-07-05, 09:48
|
#2169
|
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2014-02
Wiadomości: 1 968
|
Dot.: Mamy WRZEŚNIOWYCH szczęść 2016 - epizod IV (a semestr już III :)
3mam!
---
Wiecie, ja jej rodziców rozumiem. Przy czym można coś rozumieć, ale nie akceptować.
Rozumiem,że zależy im, żeby dziecko chciało się uczyć, miało jak najlepsze stopnie, osiągnęło sukces w życiu, dostało się na dobre studia, wiedziało, że żeby coś osiągnąć, to trzeba pracować oraz że ten sukces osiąga się podwyższając sobie poprzeczkę i oczekując od siebie wciąż trochę więcej.
Tylko dla nich to jest "stara, dobra szkoła wychowawcza". Czyli: nie chwalić, bo dziecko się rozpuści, podkreślać, co należy jeszcze poprawiać oraz wskazywać dziecku w czym jest niedoskonałe, żeby wiedziało co ma poprawić. Żeby osiągnąć coś, co oni uznają za życiowy sukces, prestiż i ogólne "radzenie sobie w życiu".
To ma o tyle plusy, że jak posłucham co opowiadają i jakie mają rady życiowe to wiem przynajmniej co robić, żeby ogół społeczeństwa nie mógł się do mnie przyczepić (np. jak się ubrać czy zachowywać). Samo w sobie to nie jest złe.
Złe jest, jak widać, że dziecko to dobija, unieszczęśliwia, pobudza agresję, zaniża poczucie własnej wartości i robi inne rzeczy, które nie czynią jej szczęśliwszej, pogodniejszej i traktującej każdy dzień, jako jakąś szansę, przygodę czy dar, tylko katorgę - a mimo to nie zamierzają nic zmieniać. Bo ich postawy są bardzo głęboko zakorzenione i powiedzenie: "Przestań robić tak czy tak" nic nie da. Najpierw trzeba by popracować z nimi, ich przekonaniami i lękami (np. "Jak będę ją chwalić, to już zupełnie nic nie będzie robić"), a potem uskuteczniać zmianę zachowania.
Nie wiem. Muszę przemyśleć sprawę. Próbowałam rozmawiać z matką matki chrześnicy...tylko że ona niby to widzi, niby popiera, ale ma podobne poglądy i lęki z tym związane a poza tym "...ja się nie mieszam w niczyje wychowanie" i o .
__________________
Żaba! 
Od 14.09.2016 z nami po 39 t.c.
|
|
|