Miałam dzisiaj fatalny dzień. Normalnie nie mam problemu z asertywnością, ale powoli tracę cierpliwość.
Nie wiem czemu mama TŻ nie potrafi zrozumieć, że staram się zdrowo odżywiać. Zazwyczaj noszę ze sobą pojemniki z jedzeniem. Po 4 miesiącach zdrowego odżywiania nie czuję potrzeby zapychania się chemicznym jedzeniem z Centrum Handlowego. Tym bardziej, że mogłabym zjeść coś domowego, chociażby ciasto czy kotlety schabowe mojej babci.
Dzisiaj mama TŻ około 14:00 uparła się żebym pojechała z nią na zakupy. Miałam plany takie jak trening, nauka, czytanie książki. Zależało mi na realizacji swoich planów.
Nie zapytała ,np. dzień wcześniej czy będę miałabym chwilę żeby z nią wyjść. Po prostu zadzwoniła do mnie, że za godzinę będzie i wychodzimy na zakupy do galerii. Miałyśmy wyjść na 2h. Zeszło się około 6h. Oczywiście nie wzięłam ze sobą pojemnika z jedzeniem. W galerii nie było nic normalnego, jak chociażby domowe obiady. Zjadłam tłustego, hamburgera z frytkami po, ktorym rozbolal mnie zoladek, nie zrobiłam treningu bo wróciłam około 22:00.
Dzisiaj uprzedziła mnie, że w przyszłym tygodniu też będzie chciała ze mną pojechać na zakupy. Argumenty typu nie lubię marnować czasu na chodzenie po galerii nie trafiają, bo przecież nie masz nic innego do roboty. Jasne, że nie mam. Przecież wpisy na bloga, zdjęcia, treningi i nauka języka same się zrealizują.

A praca nie ucieknie. TŻ nie rozumie, dlaczego chodzę zła jak osa, bo przecież powinnam cieszyć się z wyjścia do galerii a zdrowe jedzenie powinnam sobie raz na jakiś czas odpuścić. Jasne. Czasami odpuszczam, bo źle się czuję, jestem zmęczona, ale dzisiaj nie widziałam powodu do zawalenia całego dnia. Tym bardziej, że nie przepadam za robieniem zakupów w galeriach. Nie jest to pierwszy raz w tym tygodniu kiedy jego mama oczekiwała, że rzucę wszystko i za kilka minut z nią wyjdę.
Wybaczcie, że się żalę
