Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Co o tym myśleć?
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2016-09-25, 16:55   #1
Cotoznaczy
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2016-09
Wiadomości: 2

Co o tym myśleć?


Cześć dziewczyny, ostatnio stanęłam przed sytuacją, która trochę zbiła mnie z tropu i nie bardzo wiem jak do tego podejść, może Wy mi pomożecie w końcu wiele jest tutaj kobiet starszych i bardziej doświadczonych ode mnie.

Na początku nakreślę trochę sytuację.
Mam 21 lat, mieszkam w dużym mieście wojewódzkim, studiuję fajny i wymagający kierunek, teraz zaczynam III rok.
Jestem ze swoim chłopakiem od półtora roku, on ma 25 lat i teraz zaczyna II rok studiów III stopnia, oprócz tego normalnie pracuje na pełen etat w swoim zawodzie. Mieszkamy w jednym mieście i na jednym osiedlu, piechotą do siebie mamy może 12minut.

Związek jest naprawdę fajny i udany, z przyszłością. Nie mamy sobie nic do zarzucenia, uwielbiamy spędzać razem czas, mamy takie samo poczucie humoru, idziemy w jednym kierunku, planujemy zaręczyny.

Ja mieszkam w tym mieście od ponad 12 lat, czyli przez większość życia, nie pamiętam za bardzo poprzedniego miejsca zamieszkania. Mój chłopak natomiast przeprowadził się na studia 6 lat temu, od tego czasu mieszkał najpierw w akademiku, potem w różnych pokojach na wynajem. Zawsze w skromnych warunkach dopóki nie zaczął pracować, potem zaczęło mu się lepiej układać jak zaczął pracę, od roku wynajmuje kawalerkę sam.

Ja mieszkałam sama z mamą, zawsze układało nam się dobrze. Nie miałyśmy może milionów, ale też na nic nie brakowało. Mama jest moją najlepszą przyjaciółką, jest ona też nowoczesną kobietą po 40, chodzi na randki, na spotkania ze znajomymi, wyjeżdża na zagraniczne wycieczki 2-3 do roku, zawsze dobrze się dogadywałyśmy i miała ona fajny sposób na moje wychowanie.

Mój chłopak wychowywał się wraz z rodzicami ( dzisiaj 50+
i 60+ ) i dwoma siostrami na malutkiej wsi, 400 mieszkańców. Krówki, kurki, pole, nic w promieniu 50km, takie klimaty. Mieli w domu nie będę oszukiwać po prostu biedę, jak sam mówi spowodowaną kiepskimi pomysłami na biznes swojego ojca. Wszystko miał zawsze używane i kiepskiej jakości, mało urozmaicone jedzenie, ze mną pierwszy raz w życiu (!) był w zeszłym roku na wakacjach.
Teraz jego rodzicom wiedzie się już lepiej, natomiast wciąż mają jakieś tam kredyty ( niedługo się skończą).

Sytuacja jaka panowała w jego domu gdy był dzieckiem i nastolatkiem miała na niego wpływ, moim zdaniem pozytywny. Jest osobą skromną, mimo tego że teraz ma już pieniądze, szanuje wszystko co ma, mimo to nie jest wcale skąpy.

Poznałam jego rodziców po jakichś 3 miesiącach związku. Chłopak przygotowywał mnie, że będzie to dla mnie szok i przeżycie bo nigdy wcześniej nie byłam na wsi ani nie miałam z ludzmi ze wsi zadnej stycznosci. W każdym razie uznałam że jego rodzice to całkiem mili ludzie, mimo że staroświeccy. W wielu sprawach mieliśmy różne zdanie, ale ja się nigdy nie wdawałam w żadne polemiki bo mi po prostu z racji wieku nie wypada. Zauważyłam jedynie ogromną wadę jego ojca, mianowicie megalomanię. Wszyscy naokoło są głupi, on jest najmądrzejszy. Mimo, że nie wiodło im się dobrze to wział on 15 lat temu kredyt pod budowę ogromnego domu ( mieszkają sami, a metraż to ponad 300m) który stoi niedokończony i wymaga ogromnego nakładu pracy i środków, ale on ma DOM więc jest lepszy od tych wszystkich miastowych w blokach, bo blok to w końcu gorzej niż łagry.
Często robił ze mnie jakieś podśmiechujki bo mieszkam w bloku właśnie, dodatkowo na dość wysokim piętrze. No ale nie przemówi się, że to apartamentowiec a widok jest na piękną część miasta, nie podejmowałam w ogóle tematu, najwyżej się pośmialiśmy z chłopakiem wieczorem w łóżku.

Koniec końców miałam wrażenie, że jednak się polubiliśmy, często nas zapraszali do siebie i chętnie jeździłam, spodobały mi się kury i cała otoczka Zaprosili mnie także na święta BN i Wielkanoc co było bardzo miłym gestem, poznałam całą rodzinę ( siostry, ich meżów i dzieci, dziadków, ciotki, wujków) i wszyscy mnie zaakceptowali. Uznałam więc, że wszystko jest na dobrej drodze.

Jakieś 2 miesiące temu moja mama poinformowała nas, że kupuje kolejne mieszkanie, ot tak pod inwestycję, że ma już upatrzoną ofertę. Mieszkanie bardzo ładne, z wielkim tarasem i ogrodem na cichym osiedlu, ja zachwycona, mama zadowolona. No i stwierdziła, że nie chce go wynajmować, tylko sama chce się tam przeprowadzić, tak się ono jej spodobało (no i miałaby bliżej do pracy). Przeprowadzka za 2 tygodnie bo aktualnie trwa mały remoncik. Ja zostaję w aktualnym mieszkaniu, zaproponowałam chłopakowi, żeby wprowadził się do mnie jak mama się wyprowadzi. Przystał na to z ogromną chęcią, cieszymy się teraz bardzo z takiej możliwości, w końcu nie często się zdarza, żeby młodzi ludzie w naszym wieku mieszkali we własnościowym 3-pokojowym mieszkaniu. Jesteśmy aktualnie na etapie planowania poprawek, kupowania jakichś dodatków, wybieraniu mebli i koloru ścian, jednym słowem sielanka. No i nie możemy też wyjść z wdzięczności dla mojej mamy za udzielenie takiej możliwości, teraz na pewno życie nam się uprości i będzie można w spokoju planować przyszłość.


Chłopak obdzwonił rodzinę, żeby podzielić się dobrymi nowinami. W końcu myśleliśmy już wcześniej by coś zrobić w tym kierunku, no i odpadnie ogromny koszt wynajmu jego kawalerki. No i reakcja jego rodziców mówiąc delikatnie bardzo mnie rozczarowała.

Zadzwonił do swojej mamy, siedział na tyle blisko, że słyszałam ich rozmowę. Jej pierwszą reakcją była chwila ciszy i komentarz "Nie uważam, żeby to był dobry pomysł X" . Zapytał dlaczego, również zdziwiony. No i posypała się tyrada, że teraz jest on niezależnym człowiekiem, że mieszka na swoim ( tak, wynajmując kawalerkę co w naszym mieście kosztuje 1/3 jego pensji), że nie ma żadnych problemów. No i była też delikatna sugestia, że oni (rodzice) myśleli, że on wróci do ich wsi, zacznie inwestować w dom i sprowadzi tam swoją przyszłą rodzinę.
Spokojnie wytłumaczył wszystkie plusy, najbardziej oczywiście przemówił argument finansowy, że mieszkanie wspólnie wychodzi o wiele taniej niż wynajem. Ale i tak rozmowa zakończyła się dosyć nieprzyjemnym "obyś tego nie żałował" i rozłączeniem się.

Z ojcem poszło troszkę lepiej, chociaż znowu pojawiły się komentarze w podobnym stylu, w każdym razie ojciec zakończył rozmowę słowami " x, jesteś dorosły i to Twoja decyzja, ale moje zdanie znasz"

Siostry przyjęły to trochę lepiej, ale raczej też bez entuzjazmu. W sumie jedna z nich przyjęła to bardzo ok, nawet jak byliśmy ostatnio to pytali kiedy zamierzamy zamieszkać razem i uznała to za oczywistą kolej rzeczy.


Nie będę ukrywać, takie podejście baaardzo mnie zabolało, jestem raczej osobą wrażliwą i dążę do tego, żeby jego rodzina mnie nie tylko akceptowała, ale i lubiła.
Rozmawiałam o tym z partnerem i powiedziałam mu wprost, że uważam ich reakcję za dziwną, bo według mnie nie tak zachowują się rodzice. Kiedy powiedziałam mamie, że chłopak się wprowadzi to jej reakcja była odwrotna. Zapytała czy kocham X, czy jest mi z nim dobrze. Potem tylko powiedziała, ze cieszy się, że mam fajny związek i we wszystkim nam pomoże i że lubi mojego chłopaka i cieszy się, że związek się rozwija. I takiej też reakcji oczekiwałam po jego rodzinie.

On tłumaczy mi, że to wcale nie chodzi o mnie jako o jego partnerkę, tylko ogólnie o sytuację życiową, że z każdą inną dziewczyną reakcja byłaby dokładnie taka sama.
Rozmawialiśmy potem na ten temat, powiedziałam mu wprost, że się po tym zraziłam do jego rodziców i mam dziwne opory, żeby do nich jechać ( zaprosili nas na ten weekend, ostatni przed nowym rokiem akademickim). Boję się jak to będzie wyglądało, czy będą zadawać dziwne pytania, czy powiedzą mi coś niemiłego.
W każdym razie powiedział, że jeśli tylko wyniknie jakaś nieprzyjemna rozmowa to mam mu o tym powiedzieć i on to "załatwi".
Dodam też, ze on wcale się nie przejął ich reakcją, nie wpływa ona na jego radość i powiedział, że się tego spodziewał. Ale też, że nie ma to żadnego znaczenia, że mieszkamy 250km dalej i że w końcu się z tym pogodzą.

Rozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że taka negatywna reakcja może mieć różne przyczyny
1. Liczyli, że wróci na wieś ( nawet i ze mną w komplecie), zacznie inwestować w niedokończony dom i osiedlimy się na stałe.
2. Nie podoba im się, że będzie mieszkał siłą rzeczy "u dziewczyny", a nie "na swoim wynajmowanym", bo kto to widział, żeby mężczyzna z takiej rodziny był zależny od kobiety i dostał coś od kogoś.
3. Są ogólnie życiowo nieufni, partnerów swoich córek też na początku nie lubili i byli przeciwni wspólnemu mieszkaniu.

W każdym razie strasznie przykro mi się zrobiło, poczułam się odrzucona i nieakceptowana. Nie bardzo widzą mi się te weekendowe odwiedziny, bo jesteśmy w 100% przekonani, że temat wypłynie, będą niewygodne pytania i dziwne komentarze, boję się, że nie będę wiedziała jak zareagować, że powstaną jakieś kwasy ktorych juz się nigdy nie pozbędziemy.

Co o tym wszystkim myśleć? Jechać czy nie jechać? Jak reagować na pytania i zniechęcone komentarze? Jak ich jakoś udobruchać i przekonać do naszej decyzji? A może w ogole za bardzo się przejmuję i nie powinno mnie to w ogóle ruszyć?
Cotoznaczy jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując