Napisane przez kaylla
Dziewczyny, skąd wy bierzecie tyle cierpliwości do tych naszych maluchów? Ja czasami po prostu wymiękam, jak mi młoda marudzi nie wiadomo o co, nic jej nie pasuje, to mam po prostu ochotę wyjść z siebie. Nie mam cierpliwości do takich małych szkrabów, denerwuje mnie to, że płaczą, jęczą z nie wiadomo jakiego powodu. Oczywiście staram się tego nie pokazywać, noszę małą, przytulam ją, bujam, ale w głębi duszy się na nią złoszczę. Wiem, że to nie jej wina, a mimo to. A Majka naprawdę jest grzeczna, z reguły wieczorami ładnie idzie spać, w dzień też ma drzemki, do tego P. ostatnio głównie nocami pracuje, więc w dzień też się młodą zajmie, więc nie siedzą z nią całe dnie sama. A jednak wymiękam. A jak was czzasami czytam - jak to dzieci cały dzień nie śpią, marudzą, nie chcą zasnąć wieczorami i musicie je bawić, nosić, wiązać w chustę, do tego często te wasze posty mimo tego wszytkiego są dosyć optymistyczne, to ja się zastanawiam skąd wy na to wszystko bierzecie siłę. I czy naprawdę was to nie denerwuje? Czy tylko ja mam tak mało cierpliwości do własnego dziecka? Naprawdę czekam z utęsknieniem na czasy, kiedy młoda będzie umiała powiedzieć, co chce, czemu płacze itp.
|