[Ines1985]

Ja w Warszawie nie mialam gdzie trzymac mojego roweru wiec wywiozłam go na wieś, do mojej cioci.

Przez to rzadko mam okazje pojezdzic . Ale jak juz sie dopadne to jezdze na całego. A pozniej ledwo chodze bo mam chore kolano .

Tutaj czasami jezdze na rowerze mamy mojego TŻ. Z braku fajnych miejsc najczesciej kierujemy sie w strone Lasu Kabackiego.

Tak poza tym to najgorsza rzecza (poza bolacym i stukajacym kolanem) jak dla mnie jest niewygodne siodełko. Gdyby nie ten problem, to moglabym jezdzic naprawde duzo. A tak to po jednej wycieczce tak mnie boli tyłek ze pozniej jazda jest bardziej męką niz przyjemnoscia.

Jeszcze cos - uwielbiam jezdzic bez trzymanki . Lubie te swiadomosc, ze calym swoim ciałem panuje nad rowerem. Moge tak przejechac naprawde bardzo wiele, nawet jesli po drodze sa zakrety 90 stopni