Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Rozstanie przez wigilię - spór.
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2016-12-27, 09:18   #275
Hultaj
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2007-12
Wiadomości: 27 877
Dot.: Rozstanie przez wigilię - spór.

[1=7623cb0b746b4d40e529fc1 23bf669aade741778_65822f0 7d8014;68960866]widzisz u ciebie na wigilie przyprowadza sie chlopakow czy dziewczyny a u mnie w rodzinie przyprowadzenie kogos obcego w wigilie byloby nietaktem,tak zostalam wychowana ze na wigilii jest tylko najblizsza rodzina i ani my nikogo nie przyprowadzalismy ani nigdy do nikogo nie chodzilismy(mam na mysli chlopakow lub znajomych)
przed slubem nigdy nie spedzalam wigili z moim mezem (ojcem moich dzieci)ani ja ani on nawet nie pomyslelismy ze moze byc inaczej a przed slubem bylismy ze soba 6 lat
dopiero po slubie bylismy razem zapraszani na takie uroczystosci jak wigilia
mysle ze powinnas zrozumiec ze ludzie sa wychowani w rozny sposob i maja rozne podejscie do uroczystosci rodzinnych
ja kultywuje ta tradycje
na mojej wigilii jest tylko najblizsza rodzina dzieci ja i maz(nie mieszkam w polsce)moje dzieci(juz dorosle)nie przyprowadzaja swoich partnerow ani przyjaciol na wigilie bo oni maja swoje domy w ktorych spedzaja ten czas ze swoja rodzina
w przyszlosci jesli zaloza rodziny(zamieszkaja z partnerem )beda oczywiscie zapraszani jako para ale na ta chwile nie widze takiej potrzeby i nie chcialabym tego zmieniac[/QUOTE]
Doskonale to rozumiem, to, czego nie kupuję to potrzeby dorabiania wielkiej ideologii do zwykłej kolacji w szczególności w sytuacji osób, które siadają do niej siłą rozpędu a nie z głębokiej chrześcijańskiej potrzeby. Dodatkowo o ile jestem w stanie zrozumieć różne podejście do sposobu sprzędzania świąt, o tyle bezmyślnego powtarzania schematów nauczonych w domu to już niekoniecznie.

U mnie też nigdy nie było potrzeby współ-misiaczkowego spędzania wigilii, chodzi o sam fakt.

Poza tym trudno abyś miała specjalnie zapraszać nastoletnich czy około 20letnich partnerów swoich dzieci. Raczej chodzi o sytuację, że co gdyby syn przyszedł i poprosił, aby dziewczyna na kolacji się pojawiła. Fajnie jak się ma normalną szczęsliwą rodzinę, ale niektórzy ludzie takiej nie mają i chętnie od swojej uciekają. Zabroniłabyś?

Po 3 zauważmy, że tu istotą problemu i tak jest że to autorka zaprosiła własnego faceta na własną rodzinną kolację i to on nie chce przyjść wykręcając się, że mamusia nie może usiąść do stołu godzinę później.

Jak zauważasz, ludzie są różni, mają różny stopień dumy, zadzierania nosa czy złośliwości, wystarczy trafić na synową, która uzna, że skoro teściowa jest taka ważna, że mnie nie uznaje, bo przecież jesteśmy razem tylko 5 lat i jeszcze nie byliśmy w usc, to dlaczego młoda ma chcieć być dla mamusi ok. I gorzej, jeśli np. będzie w przyszłości utrudniać kontakty z wnukami. Ot, tak w ramach, nieprzepadania za teściową. Jako matka pole do manewru będzie miała bardzo duże. Z takich drobiazgów buduje się więź albo jej brak. Dla Ciebie to problem usiąść do wigilii z kimś z zewnątrz dziś, no i git, ten ktoś w przyszłości może olewać Twoje wigilie i święta już jako oficjalna synowa/zięć ; i nie tylko przyjęcia ale całe Twoje jestestwo.

Jeśli zjedzenie z kimś kolacji to jest kłopot dziś, gdy jesteś młoda, masz energię i siłę, to co najmniej taki sam będzie za x lat. Nie chciałabym raczej chodzić na wigilię do kogoś, kto uważałby moją osobę z jakiegoś powodu za męczącą przy pierogach; mnie jego przyjmowanie wizyty, tak szczerze, nie jest do niczego potrzebne, a i po co on miałby się męczyć. Slub czy wspólne zamieszkanie nie sprawi, że kogoś polubisz albo zmienisz definicję świętego spokoju. Chrzanię takie granice poświęcenia, kiedy tylko ktoś czeka na mój rozwód, by ''w spokoju'' mógł zjeść rybę pod świerkiem.

Nie chce mi sie także naprawdę komentować wrzucania wszystkich związków do jednego worka i wyznaczania sztywnych ram pozwalających określac stopień zażyłości w danym układzie.
Po 1 jest naprawdę duża różnica między pierwszymi młodzieńczymi uniesieniami, kiedy zresztą człowiek jest na utrzymaniu rodziców i od nich zalezny, a kiedy się ma 25-30 lat i jest się z kimś od kilku lat. Tu ukłon w stronę pani, która z braku argumentów zasłoniła się moją rzekomą niegrzecznością. Idąc tym tokiem rozumowania 20latek nie różni się mentalnie i pod względem doświadczeń od 40latka, więc cóż.
Po 2 bawi mnie nazywanie 3,5 letniego związku randkowaniem w sytuacji, gdy sama zainteresowana tak swojej relacji by nie określiła. Tu autorka z facetem nie mieszkają razem bo jest jakies widzimisię, trudne do zrozumienia swoją drogą, ale bywa, że para nie mieszka ze sobą, bo np. odkłada pieniądze na wesele, czy wspólne mieszkanie i odkłada decyzję o wyprowadzce do wspólnego gniazda. Ale nie ma to jak życzliwe mądre i dobrotliwe ciotki klotki które najlepiej wiedzą, co kogo łączy i na ile to jest ważne i czy ta osoba może dostąpic zaszczytu międlenia w salaterce z kapuchą czy jeszcze nie.

Argument ''wielu ludzi myśli jak ja'' też jest żaden. Mało to rodzin, które żrą się, olewają, tylko potem jak ktoś coś chce i jest olewany to wielka pretensja do świata. Gdy poczytasz dla przykładu wątek o higienie to też się dowiesz, że masa osób albo myje się 2 x dziennie (nadmierne czyściochy) albo tylko rano, albo tylko wieczorem (w nocy się nie pocą) itd. ; o niczym to nie świadczy.

Poza tym zgadzam się z Rembertową.

Edytowane przez Hultaj
Czas edycji: 2016-12-27 o 09:21
Hultaj jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując