Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Grupa wsparcia chorujacych przewlekle(ktorych lekarze czasem maja w nosie)...
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2008-03-14, 13:47   #199
ukrycior
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2007-07
Wiadomości: 9 504
Dot.: Grupa wsparcia chorujacych przewlekle(ktorych lekarze czasem maja w nosie)...

Cytat:
Napisane przez Mientka Pokaż wiadomość
Hej, witam wszystkich.
To co przed chwilą przeczytałam mną wstrząsnęło.
Trzymaj się Ukryciorku, kochanie będzie dobrze, po operacji musi być tylko lepiej.

Trafiłam na ten wątek przypadkiem i dopiszę swoją historię.
Od dzieciństwa chorowałam ciągle jakieś infekcje i silne antybiotyki. W wieku 3 lat miałam pierwszą zapaść po penicylinie, kolejną jak miałam 8 i leżałam w szpitalu na gorączkę reumatyczną. Przed podaniem penicyliny najpierw robi się próbę czy można ją brać i u mnie próba wychodzi że tak, a potem przy podaniu wstrząs. Kiedy skończyłam 15 lat zaczęłam miewać duszności i trafiłam do szpitala gdzie wykryto niedomykalność zastawki mitralnej. Lekarze uznali że dusi mnie z serca, brałam leki ale nic nie było lepiej. Kiedy miałam atak duszności to przyjeżdżała karetka, zastrzyk i tyle. Lekarz rodzinny przepisał mi inhalator berotek i powiedział, że jak zacznie mnie dusić to mam sobie zażyć i zobaczymy czy będzie lepiej. I faktycznie było lepiej. Skończyłam liceum i poszłam na studia. Na pierwszym roku po sesji zimowej przyjechałam do domu strasznie przeziębiona i poszłam do przychodni w szpitalu, przy rejestracji zaczęło mnie strasznie dusić, zemdlałam. Ocknęłam się na izbie przyjęć i z izby zabrano mnie na wewnętrzny na salę R. Na R-ce leżałam dwa tygodnie, dusiło mnie strasznie, cały czas pod tlenem. Na trzeci dzień pobytu zaczęło mnie strasznie dusić, a że byłam podłączona do monitora to zaczął wyć alarm w monitorze i przybiegli lekarze i jeden zastrzyk, drugi , trzeci. Ordynator powiedział do takiego stażysty żeby mnie osłuchał, a on powiedział 'Borze tu nic nie słychać, czym ona jeszcze oddycha uszami'. I wtedy usłyszałam jak pani doktor mówi - zestaw do intubacji . I wtedy zaczęłam spadać w jakąś straszną przepaść.
Była ciemność i sen bez snów. Wtedy miałam pierwszą reanimację i podłączono mnie do respiratora. Ocknęłam się wieczorem, najpierw zaczęłam słyszeć, że ktoś chodzi, rozmawia, pielęgniarki zdawały sobie zmianę i słyszałam jak mówią, 'już jest lepiej, jest odłączona, ale musicie na nią uważać'. A ja nie mogłam nawet oka otworzyć, czy palcem ruszyć, żeby wiedziały że je słyszę.
W szpitalu spędziłam miesiąc. I dostałam skierowanie do pulmunologa. Poszłam, lekarz spojrzał na wypis wysłuchał co mi dolega i powiedział ,'a gdzie się pani tyle lat podziewała, czego nikt pani nie dał skierowania do pulmunologa, tu już lepiej nie będzie, może być tylko gorzej.'Zrobiłam jeszcze dodatkowe badania i w końcu miałam diagnozę - Astma oskrzelowa.
Zaczęłam drugi rok studiów i w zimie znowu się przeziębiłam. Znowu szpital, R-ka, zapaść po penicylinie. Mówiłam lekarzowi że nie mogę brać, kazał zrobić próbę, wyszła dobra więc kazał podać.
Przyszła pielęgniarka - pośladeczek proszę, ja mówię, ale to nie penicylina , ona - nie, nie. Zastrzyk, straciłam przytomność. Jak się ocknęłam to usłyszałam jak ordynator lekarza wyzywa, a on się tłumaczył że myślał że ja się zastrzyku boję i tak zmyślam, bo próba dobra wyszła. Po miesiącu wypisali mnie ze szpitala.
Jesienią miałam zacząć 3 rok studiów. Niestety we wrześniu trafiłam do szpitala i leżałam do końca października. Wtedy przewieziono mnie do kliniki chorób płuc i tam leżałam do świąt Bożego Narodzenia, wyszłam na Święta i wróciłam do kliniki 3 stycznia i przebywałam tam do 27 marca.
Na początku jak przyjechałam do kliniki, dostawałam leki, ale nic się za bardzo koło mnie nie działo.
Po tygodniu przyszedł dyrektor całej kliniki na obchód i zadecydował - jutro do domu.!!! Odstawić leki.
Po obchodzie przyszła do mnie pielęgniarka i mówi - dziecko ty dzwoń do domu, niech ktoś przyjedzie i porozmawia, z dyrektorem. A ja mówię, a o czym, przecież kazał mnie wypisać do domu. Przyszła oddziałowa i mówi - dziecko dzwoń do domu.
Potem przyszła do mnie pacjentka i mówi że słyszała że idę do domu i żebym zadzwoniła, niech ktoś przyjdzie z dyrektorem rozmawiać, a ja jeszcze zielona byłam w te klocki i mówię, a co to da jak kazał do domu to ona że to da się załatwić tylko nie za darmo. To ja się zapytałam, a ile ta rozmowa kosztuje. To ona że, bez 1000 złotych to się nie ma co pokazywać. To ja mówię że nie dam, a nie dam bo nie mam. Do wieczora nie dostałam żadnych leków, a w nocy jak mnie atak złapał to musieli anestezjologa wzywać i respirator.
Na drugi dzień jak się trochę przecknęłam to mówię do lekarki że miałam iść do domu, to ona jaki dom, pani zostaje. I zaczęło się leczenie i badania. Okazało się że, mam mukoplazmatyczne zapalenie płuc.
Pewnego dnia wieczorem przyszła do mnie pani doktor i mówi - że na tę mukoplazmę są w Polsce tylko takie antybiotyki na które ja jestem uczulona i nie mogą mi ich podać, ale mają francuski antybiotyk w próbach klinicznych który mógłby pomóc ale on jest bardzo toksyczny na nerki i może tak się zdarzyć że, mi uszkodzi nerki i będę miała dializy , a bez antybiotyku tej choroby nie da się wyleczyć i mam się do rana zastanowić czy podpiszę zgodę. Nie spałam całą noc, a rano podpisałam dokumenty.
Pomógł ten antybiotyk, ale faktycznie bardzo mnie po nim bolały nerki. Od tamtej pory mam od czasu do czasu atak kolki nerkowej - robiłam badania, wyniki dobre a nerki bolą.
Po pobycie w klinice wróciłam do domu i kolejne dwa lata swojego życia spędziłam w szpitalu. W pierwszym roku leżałam 12 razy w szpitalu z czego dni spędzonych w domu to było dwa miesiące, w kolejnym roku 13 razy w szpitalu. Wychodziłam ze szpitala na kilka dni, tydzień żeby zobaczyć jak ludzie żyją, popłacić rachunki. Szłam do domu z wenflonem i sama sobie w tym czasie robiłam zastrzyki dożylne.
Pomału lekarze wyprowadzili mnie z tego stanu i teraz nie muszę już ciągle brać zastrzyków. Mam inhalatory i tabletki.
No cóż, byłam parę razy pod respiratorem, miałam kilkanaście razy reanimację ale żyję i nauczyłam cieszyć się z małych rzeczy, że na przykład mogę pójść do parku i patrzeć na pływające kaczki.
Cztery lata temu okazało się że dodatkowo choruję na jaskrę. Leczę się i mam nadzieję że mój wzrok się nie pogorszy.
Myślałam że zawsze będę sama ale dwa lata temu poznałam mężczyznę mojego życia.
Przy Nim czuję się piękna, chciana i kochana.
Mam 32 lata i wierzę że teraz może być tylko lepiej i tak jest.
W sierpniu bierzemy ślub. Czuję się tak dobrze jak nigdy do tąd.
Nawet mój lekarz mówi że miłość mnie uleczyła.
Strasznie się rozpisałam.
Matko Boska, słabo mi się robiło jak czytałam. Muszę się nauczyć mniej narzekać na swoje brzydactwa. Witaj Mientka

Powiem Wam, co dziś załatwiłam. Byłam u ordynatora ortopedii przez protekcję. Wpisał mnie na 12 maja i powiedział, ze szybciej się nie da!!! Co ja mam przez dwa miesiące po ścianach chodzić? Potem poszłam do jednej prywatnej kliniki - mają tylko chirurgię miękką. Potm poszłam do prywatnego szpitala - na wizytę u ortopedy czeka się 2-3 miesiące najmniej, ale nie wiadomo czy podjąłby się operacji (koszt ok. 2-3 tysięcy dodatkowo jest zaporą bo ja ich zwyczajnie nie mam). Poszłam jeszcze raz do dziadka-ortopedy, u którego byłam wczoraj. Znów zaczął wyzywać lekarzy, dał mi numer komórki do ordynatora ortopedii w innym szpitalu, idę do niego do gabinetu prywatnego na 17. Zobaczymy, czy mi to będą chcieli wyjąć?! Bo ja nie mam z czego zapłacić za prywatny zabieg... Trzymajcie kciuki dziewczyny, bardzo proszę.

Boli mnie głowa, potwornie, ze stresu dostałam migreny, a zamiast położyć się muszę za pół godziny iść do pracy i mówić sensownie do ludzi przez dwie godziny...
ukrycior jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując