Raczkowanie
Zarejestrowany: 2016-06
Wiadomości: 65
|
Problem z narzeczoną.
Znamy się od 2 lat, za kilka miesięcy planujemy ślub, nigdy nie dochodziło między nami do specjalnych kłótni, zawsze oboje potrzebowaliśmy sporo wolnej przestrzeni w związku, nie przebywaliśmy w swoim towarzystwie 24 godziny na dobę i tak dalej.
Od zawsze kochałem góry, na początku wystarczało mi chodzenie po Bieszczadach (które nadal kocham najbardziej ), ale po latach przestało mnie to w pełni zaspokajać. Kiedy tylko zaczęła pozwalać mi na to sytuacja finansowa (skończenie studiów, praca) zacząłem marzyć o górach wysokich. Początek standard, Tatry wysokie, potetem Alpy i wisienka na torcie, Himalaje. Potem poznałem obecną narzeczoną, utraciłem wzorową kondycję fizyczną (za dobrze gotuje ) więc temat umarł śmiercią naturalną.
Jakiś rok temu do naszego zespołu dołączył nowy, trochę młodszy kolega, który okazał się dość aktywnym i zapalonym alpinistom. Nie powiem, poczułem się przy nim trochę jak stary dziadek, a ledwo skończyłem 30 lat. Powróciłem do diety, wziąłem się za ostry trening wydolnościowy i siłowy, obecnie jestem w najlepszej kondycji fizycznej w życiu.
Cały problem polega na tym, że zaplanowaliśmy w drugiej połowie stycznia wypad do Chile, zaledwie dwutygodniowy. Wszystko jest załatwione, kupiłem sprzęt, urlop, cieszę się na ten wyjazd jak małe dziecko. Początkowo narzeczona nie zaregowała entuzjastycznie, ale nie wyraziła też sprzeciwu. Teraz nagle stwierdziła, że nie wyobraża sobie mojego wyjazdu, że będzie się o mnie bała, że może się coś stać, a dodatkowo ma w tym czasie urodziny. Trochę mnie zamurowało, bo nie zamierzam udowadniać, że jest to wyprawa całkowicie bezpieczna, bo na tych wysokościach nigdy nie można być tego pewnym. Zaznaczam jednak, że nie lecimy na własną rękę, wchodzimy tam z miejscowym przewodnikiem, który zna tę górę jak własną kieszeń. To już nie te czasy, gdzie się latało na wariata, po kosztach. Od razu zripostowałem, że rychło w czas podzieliła się ze mną swoimi obawami, po czym ona się na mnie obraziła? Nie rozumiem tak dziecinnego zachowania, nigdy nie przejawiała takich skłonności. Rozumiem, że można się martwić, ale wypadałoby wtedy spokojnie porozmawiać, a nie strzelać, jak to się teraz mówi, focha. Nie ma możliwości, abym zrezygnował, ale chciałbym przed wyjazdem jakoś załagodzić sytuację i kompletnie nie wiem, co zrobić. Wygląda to tak, że niby rozmawiamy normalnie, jemy wspólnie, ale nie da się nie wyczuć pewnego dystansu, którego nigdy między nami nie było.
Sam nie wiem co o tym myśleć, w sumie nie mam wielkiego doświadczenia jeżeli chodzi o związki, a ten jest pierwszym tak poważnym. Dodam, że usłyszałem jeszcze, że jej zdaniem ja boję się ślubu, dziecka i pewnego rodzaju utraty wolności, bo zawsze byłem wolnym strzelcem. Może i trochę w tym racji, ale myślałem, że trafiłem na osobę o podobnych poglądach, ja związku nie traktuję jako ograniczenia, przeciwinie.
No nic, miało być krótko, a wyszło długo i dość chaotycznie, ale ciekaw jestem, jak wy byście widziały tę sytuację, gdybyście były na miejscu mojej narzeczonej. Zapewne nie przedstawiłem tego do końca obiektywnie więc może inaczej - jak byście zareagowały, gdyby taka sytuacja miała miejsce w waszych związkach?
Pozdrawiam.
|