|
Dot.: relacje ze współlokatorami
u mnie wspolokatorzy to znajomi mojego TZ z czasow liceum.jeden ok, a drugi szkoda gadac.a wszystko zaczelo sie od kasy za mieszkanie.na poczatku jego dziewczyna(obecnie zona) ,mieszkajaca dwa bloki dalej przychodzila raz,gora dwa razy w tygodniu na noc. od roku codziennie.media mamy w miare stale wiec w sumie odpocscilismy bo poza gazem wszystko jest zryczaltowane.i tak sobie pomieszkuje.i niby nic ale zaczelo nas to po pol roku denerwowac.wiekszosc osob na mieszkaniu jest juz pracujaca i jakby sie zastanowic to spedza w domu mniej czasu niz ona u nas.a ponad 350 zl miesiacznie placi.w sumie mielismy sie odezwac od pazdziernika ale oni sie wyprowadzaja w grudniu do wlasnego mieszkania i stwierdzilismy ze szkoda psuc juz i tak napietych stosunkow.moze jestesmy przewrazliwieni ale wydaje nam sie ze osoby zarabiajace wspolnie okolo 4000 tys.bawiace sie co weekend,kupujace bez problemu motory za 13000 moglyby miec jakies takie poczucie ze jednak sie mieszka i korzysta ze wszystkiego.ja sama mimo ze zyje z kredytu studenckiego glupio sie bym czula zyjac tak na czyjs koszt
o brudnych po demakijazu wacikach na mojej polce w lazience nie wspominajac,porozrzucanyc h butach i skarpetkach
wiem wiem co napiszecie-ze mozna to bylo zalatwic na poczatku.moze i mozna ale znamy zdanie tego kolegi na ten temat tzn ona tu tylko do mnie przychodzi.a poza tym w momencie gdy zaczela przychodzic byla na mieszkaniu sytuacja kryzysowa w ktorej ten wspolokator duzo pomogl i trudno bylo mu mowic zeby placili obydwoje jak na poczatku rzadko przychodzila
ech wygadalam sie
|