Witam wszystkich, którzy mają "TRICHO"
Z całym szacunkiem dla Pani doktor: dermatolog raczej tu nie pomoże.
"Tricho" jest w moim życiu już... prawie 20 lat !!!
Zaczęło się w wieku 14 lat (dziś mam 33 lata). Kilka lat temu chodziłam do bardzo renomowanego dermatologa w moim mieście - pani doktor przepisała wcierki, witaminki, laserowe naświetlania - wydałam kupę forsy i nic to nie dało. Raczej nie miała pojęcia co tak naprawdę mi dolega,a ja zupełnie nie miałam ochoty o tym opowiadać.
O nazwie choroby słyszałam już bardzo dawno - oglądałam przypadkowo jakiś film, w którym była wzmianka o tym problemie. Wówczas jeszcze nie miałam chyba komputera, a internet był dla mnie abstrakcją. Zaczęło się bardzo niewinnie - nie kojarzę jakiegoś szczególnie ciężkiego doświadczenia, które byłoby przyczyną wystąpienia tej choroby. Wszyscy piszą o jakichś ciężkich przeżyciach - ja raczej takich nie miałam. Mam męża i dwójkę cudnych dzieci, a problem taki sam jak przed laty.
Mogłabym o tym napisać książkę, ale raczej jakieś studium przypadku (zapewne nie poradnik

).
Ta choroba całkowicie mnie opanowała. Zaczęło się pod koniec podstawówki. W liceum pytano mnie, czy jestem "po chemii". Były momenty, że wyrywałam włosy sporadycznie i nawet lekko mi odrastały. Teraz mam znów placki na całej głowie. Wyrywam i zjadam cebulki - okropne prawda

. Mam tego pełną świadomość, ale jest to silniejsze ode mnie... niestety. Nikt nie wie o moim problemie. Wymyślam różne wytłumaczenia na pytania typu "co się dzieje z Pani włosami ?" np. że jest to skutek uboczny po antybiotykoterapii - taki rodzaj alergii - stres, osłabienie wywołane ciążą (moje dzieci są w wieku 4 i 5 lat - ciąże rok po roku). Wygląda to koszmarnie - mam bardzo krótkie włosy, rzadkie, cienkie i do tego te placki

. Codziennie obiecuję sobie, że to już ostatni włos, który wyrwałam... a potem robię to nadal.
Dojrzewam powoli do wizyty u specjalisty ... i zdecydowanie pierwsze kroki skieruję do dobrego psychologa lub psychiatry.
Wpadłam kiedyś na pewien pomysł : może powinnam ogolić głowę ? Wówczas nie ma co wyrywać i jest szansa, że przez kilka m-cy dam radę się odzwyczaić. Na ten czas musiałabym nosić perukę - tu zaczynają się schody. Znów te pytania ciekawskich i kolejny stres, a do tego praca - jestem kierownikiem działu marketingu.
Jeżeli ktoś dał radę wyjść z tej choroby, to bardzo proszę o sugestie i pomocne wskazówki.
I jeszcze jedna prośba: proszę o wypowiedzi osób borykających się z TYM specyficznym problemem, a nie wypowiedzi typu "coś słyszałem i dam radę, chociaż nie wiem o co w tym chodzi i problem mnie nie dotyczy". Wprowadza to chyba tylko zamieszanie, a osoby zainteresowane (chore) nie mają z tych wypowiedzi żadnego pożytku tylko dodatkowy stres.
Polecam stronę :
http://forum.gazeta.pl/forum/71,1.html?f=19439
Jest nawet klinika :
http://www.klinikareiki.pl/index.php?s=23
i podobno odkryto przyczyny przymusu wyrywania włosów:
http://kopalniawiedzy.pl/wiadomosc_782.html
Z niecierpliwością oczekuję na Wasze wypowiedzi.
Pozdrawiam serdecznie !