Dziewczyny, piszę, bo chyba potrzebuję wiekszej ilości opinii. Wątek może mało poważny, ale jakbyście się zechciały wypowiedzieć, byłabym wdzięczna
Otóż moja bardzo bliska koleżanka (mnie niestety chyba żaden ślub w tym stuleciu nie czeka...) powoli zabiera się za organizację swojego wesela. Od zawsze marzyła o konkretnej imprezie, z dobrym jedzeniem, tańcami do białego rana, chciała mieć wieczór panieński, wielką białą kiecę z salonu sukien ślubnych, macie obraz.
No i okazuje się, że "już nie wypada"

Że takie weselicha to się robi jak się jest młodym, że w pewnym wieku rozłożyste ślubne sukienki wyglądaja głupio, a welon to w ogóle idiotyczny pomysł ("może jeszcze wianek?"). Według przytłaczającej większości osób wypowiadających się powinna zorganizować po prostu obiad dla rodziny i bliższych znajomych, do ślubu pójść w prostej sukience bez żadnych koronek i udziwnień. Rodzice i siostry też są tego zdania.
Sama zainteresowana zdaje sobie sprawę, że cała impreza bedzie i tak mała, bo jednak znajomych już dużo mniej niż od razu po studiach, wszyscy dzieciaci i pewnie szybko się zmyją, itd itp. I generalnie humor ma kiepski, powietrze z niej zeszło zupełnie.
Nie wiem, czy walczyć o to, żeby robiła tak, jak jej pasuje i olała gadanie, ale jestem ciekawa, czy rzeczywiście w takim wypadku nie byłaby postrzegana jako ta co się wygłupiła. Dla niej to, co myślą inni jest ważne (

, ale nie mi to oceniać).
Dziewczyna ma 37 lat.
Wasze zdanie?