Rozczulacie mnie nieziemsko

. Dziękuję, naprawdę, to dużo dla mnie znaczy.
Niestety, wracam na tarczy. Nerwy wzięły górę.
Miałam corsę, więc już nie bardzo. Ale potem ok, przyszedł egzaminator. Na początku trochę się zakręciłam ze światłami (zapomniałam o cofania i hamowania, przy cofania puściłam sprzęgło i mi zgasł. Bo ja zawsze robiłam nie na pełnym zapłonie. I z zapomnienia). Ale ok, przygotowałam się do jazdy i łuk. Łuk mi wyszedł idealny. Idealny po prostu, nic nie musiałam poprawić. Stanęłam na końcu, pan do mnie, że ok, teraz na górkę chcę wyjechać przodem, czy tyłem. Powiedziałam, że przodem, więc powiedział mi, jak mam jechać. Tylko zapomniałam zmienić wstecznego, na jedynkę. I dosłownie dotknęłam ostatniego słupka. Nawet na mm się nie ruszył. Ale pan powiedział, że niestety. Zapytałam, czy nie mogę poprawić, a pan do mnie, że nie, bo to się nagrywa itp. Potem mnie jeszcze próbował pocieszyć itp. Ale niestety. No więc, wnerwiłam się sama na siebie i poszłam.
A potem dostałam wiadomość od koleżanki (zdawały dzisiaj też zaraz po mnie moje dwie znajome), że zdały. I ta jedna jechała na tym samym samochodzie, co ja. I zatrzymała się na łuku, ale ok, można poprawić. Ale potem zgasł jej na ruszaniu z górki. A biorąc pod uwagę to, że kryterium zaliczenia górki jest płynne ruszenie, to zatrzymanie chyba się nie liczy. Ale zdała i już.
Potem sobie pomyślałam, że mnie niesłusznie oblał, bo przecież już byłam po łuku, stanęłam, powiedział, że zaliczone itp., więc nie powinien mi zaliczyć tego, jako błędnego manewru na łuku. Może, gdybym nie była tak zestresowana, to bym się odezwała, ale trudno, po sprawie.
Niestety, naciągnę Was jeszcze na dalsze trzymanie kciuków - 7.06. godz. 11:00. Potem sie dowiedziałam, że 6.06. mam egzam na studiach z łaciny. Jest super.
Oczywiście trzymam kciuki za wszystkie zdające, a tym, które zdały bardzo gratuluję.