Przyczajenie
Zarejestrowany: 2017-05
Wiadomości: 2
|
Egoistyczny / Samolubny Mąż ? a moja ciąża..
Witam
Zbieram się i zbieram z napisaniem tego postu. Chciałabym w jakiś sposób przekazać Wam natłok moich mysli, sytuacji z mojego okresu ciąży, jednocześnie wysłuchać Waszych rad, spostrzeżeń, opinii na temat , który za chwilę opisze. Być może w koncu uzyskam odpowiedz czy to mi odbija z powodu hormonów czy jednak strafiłam na samoluba.. 
Zacznę od tego, że po ślubie z mężem esteśmy prawie 2 lat.
W chwili obecnej jestem w prawie 9 miesiącu ciąży, która była planowana.
Od praktycznie samego początku ciąży jestem na zwolnieniu, nie jest to ciąża zagrożona ale wolałam zrezygnować z pracy ze względu na jej "system".
I w sumie od samego początku nastały pewne konflikty. Żona w ciąży, dobrze się czuje - automatycznie mąż zaciera ręce. Jego zdaniem zwolnienie oznaczało przejęcie przeze mnie wszystkich obowiązków. Sprzątanie, gotowanie, prasowanie - praktycznie wszystko (wczesniej staralismy się dzielić obowiązkami ze względu na to że mieszkamy w domu i oboje pracowalismy).
Chciałąm dojść do jakiegoś kompromisu , że ja zajmuje sie kurzami, kiblami itp, natomiast chciałąbym aby on raz w tygodniu poodkurzał dom i zmył wszędzie podłogi , żebym nie musiałą się ciągać z odkurzaczem i wiadrem z wodą po piętrach. Oczywiście była kłótnia, bunt, że to nie tak miało wyglądać, że przesadzam bo ciąża to nie choroba i nic mi sie nie stanie jak dodatkowo będe odkurzała i zmywała te nieszczęsne podłogi. Jestem uparta więc po ok 2-3 tygodniach łaskawie zgodził się na wykonywanie tych czynności.
Ile się słyszy o zachciankach kobiet w ciązy i tym , że niejeden facet latał po nocach to po truskawki czy cokolwiek. Pewnego razu po grilu z rodzicami poprosiłam męża o pojechanie rowerem ulice dalej po loda - usłyszałam że mam sobie wybić to z głowy bo jest obżarty i jak chce to możemy później "razem" sie po niego przejsc. Tyle z moich zachcianek.
Generalnie całym zaopatrzeniem maluszka, który juz niebawem ma się pijawić na swiecie zajmuje sie JA. Ubranka, pranie prasowanie, składanie do szafek , kompletownie akcesorii niemowlęcych, od katarków po przescieradła , smoczki, butelki no wszystko. On sie nigdy niczym nie zainteresował co potrzebne, do czego katarek , a po co pielucha tetrowa. Jedynie co to skomentuje że chyba zbyt mocno "popłynęłam " w zakupach i czy już tego nie jest zbyt dużo i za dużo pieniedzy wydaje.
Pewnego razu okazało się że za pozno zaczęłam się interesować szkołą rodzenia i niestety nie dostaliśmy się. Byłam zdołowana i wsciekła że żaden z lekarzy nie poinformował mnie że do takiej szkoły rodzenia trzeba sie o wiele wczesniej zapisywać. Gdy mąż wrócił z pracy podzielilam się z nim tą informacją , usłyszałam tylko : " oh nie ukrywam ze wcale mi nie przykro z tego powodu". Wtedy po raz pierwszy tak naprawdę po jego reakcji na szkołę rodzenia zaczęlismy rozmawiać na temat porodu. Okazało się że nie chciał brać w nim udziału, ewentualnie powiedzial że może być do momentu , gdy przyjdzie kluczowa akcja i wtedy on wyjdzie. Dlaczego ? Bo nasluchał się od kolegów z pracy (wszystkie mam wrazenie decyzje , opinie uzyskuje od kolegów i kolezanek z pracy), że jest to obrzydliwe, że dużo mężczyzn dostaje samego obrzydzenia do kobiety, w pozniejszym czsie nie chcie sie z nią kochać bo ciągle widzą przed oczami niemiły widok , Że on po prostu woli tego wszystkiego nie widziec. Przez natłok tego wzystkiego pobeczałam się , łzy leciały strumieniami po prostu.. Poczułam się już w tym moemncie obrzydliwie sama w sobie.
W momencie gdy ochłonęłam powiedzialam tż , że chciałąbym aby wszystko przemyslal na spokonie, że dam mu czas. Jeżeli w dalszym ciągu nie bedzie chcial być przy porodzie - uszanuje jego decyzje i jednoczesnie bede chciałą aby on uszanował moją - że rodzić sama nie chcę na pewno , jeżeli miałoby nie być męża to wolałabym mieć cc , ale wtedy w prywatnej klinice. Zgodził się. Po ok 2 tygodniach , na spokojnie wracam do rozmowy , podpytuje jaka jest jego decyzja usłyszałąm że postanowił być przy porodzie ale trzymać się jedynie w okolicy do pasa. Niby ustalone .. Niby .. Bo przy rodzinnym obiedzie ostatnio powiedział że tak naprawde wywarłam na nim presje i praktycznie zmusiłam go do tego zby był przy porodzie... I oczyeiscie padały komentarze ze strony jego rodziny, żebym pozniej nie płakała jak będzie rozwod itd itp..
Zaczynam praktycznie 9 miesiąc.. Mój mąż lata z kumplami na rower, na siłownie , nie szczędzi sobie. Zbliza mu się wyjazd z noclegiem oczywiscie nieobowiazkowy z pracy (oczywiscie %%%) . Powiedziałam że nie chciałąbym aby wyjezdzał, bo różnie może być i nie chciałąbym sama jechać taksówką do szpitala, albo do niego przybyć z pijanym mężem. Nie potrafi wziąć nieco poważniej sytuaji, że tak naprawdę jak powiedział lekarz w każdej chwili moge zacząć rodzić i zachowywać się stosownie. Nie pić , być "dstepny" w razie , gdyby coś się zaczęło. Na wyjazd powiedxział tylko , że nie chce ciągle abym była najwazniejsza, że on potrzebuje męskiego towarzystwa i że go ograniczam.
Nie bede może tu się rozpisywała z detalami, bo już to robie. Generalnie całą ciąże traktowana jestem tak samo. Chciałąbym jak inne kobiety NIIEKIEDY poczuć to ciepło, bezinteresowną pomoc, czasem byc traktowaną jak "jajeczko" - a tego nie mam.
Męza pomoc ogranicza się do zmycia podłóg , wniesienia zakupów raz w tygodniu i czasem podania mi ręki jak wstaje.
Widze po nim ze jako jedynak zaczyna przejawiać nieco zazdrości..
Mówi że już widzi że dziecko będzie dla mnie najważniejsze, że już go zaniedbuje, potrafi moją ręke , która gładzę brzuch bo akurat dostaje kopniaki od synka wziąć i położyc sobie na głowie, abym to go głaskała.. W ogóle najlepiej zebym wszystko podkładała m pod nos , a po jego pracy abym go głaskała , on sobie walnie w tym czasie drzemkę , a po drzemce zakręci sie na pięcie i pojedzie na rower czy siownie. A gdzie w tym ja? Chęć bycia ze mną, w ostatnich momentach mozliwosci bycia we dwójkę?
Żeby cały jeden weekend spedzić tylko z żoną? W życiu .Wiecznie brakuje mu towarzystwa.
Boli mnie to w jakiś sposób...To że ma gdzieś co czuje, co myśle , gdy sstaram się nie trzymać tego w sobie a znim porozmawiać zwala wszystko na hormony albo ze znowu zaczynam.. A przeciez związek powinien opierać się na rozmowie. Też staram się myslec o nim i w przeciwienstwie do teo co mówi dbam o niego, o to zeby było o zjesc, żeby miał swieze majtki czy koszule do pracy , nie widzi nic, wiecznie w jego oczach nie robie nic..Niemam nic przeciwko kumplom, siłowni tylko po prostu chciałąbym aby to podzielił i miał czas i dla mnie (na nas) i mam wrazenie ze ciagle o to musze walczyć... Dosłownie walczyć bo potrafi wypomnieć że znowu narzekam a przecież był ze mną na rowerze dwa razy w tygodniu... Ja nie chce już musieć o to walczyć... Czuje że się od siebie oddalilismy zamiast się zblizyć do siebie... I ten poród.. po ostatnim incydenie naprawde nie wiem czy chce by w tym uczestniczyl , bo przeciez niby go do tego zmusiłam.. coś naprawde wyjdzie nie tak i co ? Powód do rozowdu albo zdrady jak nic..
Ciężko jest wyżalić się na klawiaturze... Nie mam z kim naprawdę o tym porozmawiać, wysłuchać obiektywnej strony..
Jestem z tym wszystki sama, nie załatwię nic, bo nie raz próbowałam.. Rozmowa nic nie daje.. to co robić...
Jedyną radość jaką czuje to fakt , że niebawem wezmę na ręce nasze dzieciątko, na które już bardzo czekam...
|