Witam Was, prosze o pomoc. Jestem z chlopakiem ponad rok. Nie zaczał sie ciekawie bo ja mialam watpliwosci czy go kocham. Minelo mi to. Wiem teraz juz wsyzstko. Problem pojawil sie u niego :/ Od poczatku powtarzal mi ze klotnie sa zle, ale ja ciagle cos prowokowalam. Ale bylo super. Ostatnio wyjechal na 3 tygodnie do Portugalii. Tam jak byl poklocilismy sie bardzo. Potem doszly do mnie zdjecia jak lezy na innych kolezankach. Ja sie wscieklam. Wytlumaczyl mi potem ze nic nie zrobil, ze wypil bardzo duzo i dla niego to juz byl koniec jak sie przewrocil, sam nawet nie pamieta za bardzo ze lezal na nich. Uspokoilam sie no bo zapewnil ze kocha mnie i tylko mnie. Ale we mnie obudzila sie zazdrosc. Kłócilismy sie codziennie prawie. Ostatni tydzien pobytu sie uspokoil dopiero. Ciagle mowil ze teskni za mna, ze kocha mnie i ze chce juz wracac. No i spotkalismy sie, ucieszyl sie. Postanowilismy ze porozmawiamy o tym naszym kryzysie ktory nas dopadl.
Byl ze mna 100% szczery. W ciagu jednego dnia zmienilo mu sie wszystko. Mówil ze nie czuje ze kocha ani nie czuje ze nie kocha. Nie odcuzwa szczescia nic, pustka. Mowil mi ze zaczelam go irytowac i denerwowac, ze ciagle ma mysli nad sensem tego zwiazku. Mowi ze moze to przyzwyczajenie. Ale nie moze byc to to. Ktos kto kochal prawdziwie nie moze przestac w ciagu jednego dnia. Mowi mi ze nie chce stracic tego roku bo bylo super, szkoda by mu bylo. Mowi mi ciagle ze chce zeby bylo dobrze, ze nie chce zeby to sie skonczylo, ze chce walczyc o to ale
mysli mu mowia ze moze i to nie ma sensu. I pogubil sie. Mowi mi ze chce zebym przyjechala.
Nie teskni ani nic po prostu chce zebym byla obok niego. Chce ze mna spedzac czas.
Ale nie widzi i nie czuje nic na razie. Nie wiedzi ze bedzie dobrze. Nie widzi tej nadzieji. Ja ja widze. Codziennie utwierdzam sie w tym ze go kocham bardzo, ze zle robilam osaczając go ciagle z kazdej strony. Dopiero teraz to zrozumialam. Na razie do piatku nie gadamy wogule. Taka mala przerwa. Sama tego chcialam. Zeby odpoczal po tej Portugalii, zeby przemyslal.
Mowi ze nie wie czy mu zalezy ale ja widze ze troche jednak zalezy. Skoro chce walczyc. I teraz pytanie czy ten kryzys wzial sie z tego ze bylismy na odleglosc, i bylo tak zle ze byly klotnie a teraz ta obojetnosc jest z tego ze wrocil dopiero co i musi sie ,,zaklimatyzowac,, znowu tutaj? Ze jest mu przykro ze wrocil z tamtad itp? Prosze pomozcie mi. Nie chce go zostawic poniewaz jak ja mialam takie mysli na poczatku to on byl i czekal i tez mogl mnie zostawic. Chce sprobowac zobaczyc co bedzie. Ale co mam robic?
