A dwa to to, że .... tylko
nie ryczcie ze śmiechu bo mi wcale do śmiechu nie jest....otóż sprawa wygląda tak....Jak wiecie, mamy problem z piecykiem...cholernym piecykiem, który to teoretycznie rzecz biorąc podgrzewać nam wodę w kranach. Piecyk ostatnio często się buntuje i ma w doooopie to, że my mamy brudne dooopyyy i trzeba je umyć. W sobotę spędziłam w łazience 15 minut odkręcając co chwilę wodę, piecyk nie zaskakiwał iskrą i się nie odpalił. Wczoraj poszłam się myć. Umyłam 2 razy zęby, wyczyściłam je nicią dent i piecyk nie odpalił. W****iwszy się poprosiłam TZ żeby nagrzał wody na gazie. Gdy TZ mi przyniósł wodę, piecyk odpalił

Dziś TZ siedzi w łazience już ponad 20 min i walczy z piecykiem, tzn...czeka aż się odpali. Co chwilę włącza wodę i czeka.... I jeśli piecyk w końcu odpali to on nie będzie zakręcał tej cholernej wody, żebym i ja mogła się umyc jak człowiek. Wiec będę musiała szybko lecieć do łazienki.
Jestem WIELKĄ FANKĄ cierpliwości mojego TZta, bo ja bym już w tej łazience rzuciła kilkaset K**W i *******nęła kilkanaście razy drzwiami....
Ide na dół do sklepu...
TZ dalej czeka i walczy...piecyk co chwile cyka i cichnie....
Ale nie naprawiamy i nie patrzymy co tam, bo jeszcze 3 miesiące i baju baj.