Brak oświadczyn, brak seksu, życiowa stagnacja i samotność mimo związku
Witajcie dziewczyny.
Właściwie piszę tylko żeby się wyżalić, bo nie mam komu, a dziś coś we mnie już pękło, ale od początku...
Wczoraj skończyłam 27 lat. Od ponad 3 jestem w relacji z chłopakiem w moim wieku. Właściwie zostaliśmy wyswatani, bo oboje jesteśmy raczej mało towarzyscy, choć ja kiedyś lubiłam spędzać czas w gronie znajomych, lubiłam brylować w towarzystwie i szukałam ludzi. Nieważne. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Raczej taka, która z czasem się rozwija w miarę znajomości i przegadanych nocy, ale go kocham.
Oboje pracujemy w tym samym mieście, często się spotykamy, znamy się jak łyse konie. Oboje jesteśmy praktykującymi katolikami i chcieliśmy zaczekać z seksem do ślubu. To bywa dla mnie trudne, czasem mam wrażenie, że dla mnie bardziej niż dla niego, bo mam dosyć ognisty temperament jeśli chodzi o kwestie łóżkowe i życiowe. Nie jestem chłodna. Zawsze miałam za dużo energii i milion pomysłów na minutę. Często sobie wyobrażałam ile pomysłów wcielę w życie organizując nasze gniazdko.
Minęły 3 lata.
Oczekiwałam zmian do tego czasu. I nic. Mieszkam nadal w domu z rodzicami, żeby zaoszczędzić więcej kasy na mieszkanie. Ojciec ma mnie dosyć i chce wygnać z domu. Dzielę mały pokój z siostrą nie mając nawet miejsca na sukienki. Jestem coraz bardziej sfrustrowana i załamana. On uważa, że jeszcze jest czas i że musimy odłożyć dość kasy na mieszkanie. Dodam, że jest programistą. Nie zarabia minimalnej krajowej. Jesteśmy w lepszym położeniu niż nie jedna młoda polska para.
On przeprowadził się do mojej miejscowości, żeby razem ze mną dojeżdżać do pracy pociągiem, ale nic poza tym. Mówi, że musi dokończyć pracę magisterską, którą pisze 4 wakacje z rzędu i nie ma nawet dla mnie czasu w weekendy. 4 wakacje nie ma czasu na spacery itd. w perspektywie mówi coś o kupnie samochodu itd.
Nie chcę już tego słuchać.
Chciałam mieć zawsze dzieci. Chciałam mieć 3. Kiedyś mi mówił, że też chciał. Po 2 latach coś mówił, że wystarczy jedno. Mam 27 lat i nie jestem nawet zaręczona, więc perspektywy ciąży w najbliższych latach zerowe, a wszystko jeszcze się psuje...
Od kwietnia tego roku przestałam miesiączkować. Zaczęłam robić badania na TSH, mam wysoki poziom. Dopiero to ogarniam i biegam po lekarzach, ale skoro nie krwawię to jestem obecnie bezpłodna. Podejrzewam, że mam niedoczynność tarczycy, bo moja siostra też ma z tym problem. 27 lat, niedoczynność i niewiadomo kiedy zacznę współżyć... Same odpowiedzcie sobie na pytanie kiedy będę mieć dzieci i czy w ogóle...
On mnie pociesza, że zawsze jest adopcja. Marne to pocieszenie dla mnie. Czuje się teraz bezwartościowa jako kobieta.
Na dodatek dziś się dowiedziałam, że wczoraj mój 3 lata młodszy kolega z pracy oświadczył się po 2 latach znajomości. Pracuję głównie z facetami i nasłuchałam się o tym, że przychodzi taki moment, gdy facet musi podjąć "męską decyzję" itd. myślałam, że się tam rozpłaczę.
W wieku 27 lat nie zaznałam seksu, nie jestem nawet zaręczona i prawdopodobnie będę mieć duże problemy z ciążą nawet jeśli coś się wreszcie wydarzy. Nie wiem co robić. Już kilka awantur z tego powodu miałam. Nawet ojciec już wątpi czy on rzeczywiście mnie chce, choć on często powtarza, że kocha.
Powinnam się chyba napić.
|