Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Ciężkie relacje z rodzicami i wyprowadzka
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2017-08-31, 01:48   #1
Pandzi
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2010-01
Wiadomości: 18

Ciężkie relacje z rodzicami i wyprowadzka


Witam wszystkie dziewczyny. Zwracam się do was z prośbą o wyrażenie opinii, a może i poradę, gdyż sama nie wiem, co mam zrobić.

Mam 22 lata, rodziców w wieku ok. 59 lat, braci w wieku 28 i 34 lat. Od 2 lat mam stałą pracę (nie w zawodzie) 3km od rodzinnego domu i właśnie rozpoczynam studia magisterskie. Zawsze dobrze się uczyłam, nie miałam problemów, aby łączyć pracę na pełen etat ze studiami dziennymi. Od roku mieszkam sama z rodzicami, gdyż drugi z braci wziął ślub i się wyprowadził. Do uczelni dojeżdżam 30km i dojazd w dwie strony zajmuje mi ok. 2h, co przy okienkach jest dosyć uciążliwe. Poza tym, może to był istotne w tej sytuacji - jestem osobą biseksualną.

Odkąd pamiętam, moi bracia byli zupełnie inaczej traktowani przez moich rodziców. Najstarszy z nich ładnie mówiąc rozrabiał - wracał z imprez z podbitym okiem, rozwalonym samochodem, miał zawsze wianuszek dziewczyn koło siebie, w czasie studiów nie pracował, jednak pierwszą pracę podjął w wieku 15 lat. Teraz mieszka z żoną od 6 lat i jego stosunki z rodzicami nie są jakieś do pozazdroszczenia. Drugi z braci rok temu się ożenił i również miał swoje za uszami - wagarował, były jakieś akcje, że wylądował na polciji, jednak mimo tego był bardzo ogarnięty i również szybko zaczął pracować. Od 7 lat prowadzi swoją działalność i pracuje dla siebie. Pamiętam, że od zawsze nic nie robił w domu - wszystkie obowiązki spadały na mnie, bo "on pracuje i nie ma czasu". W domu tylko spał, rodzice go nie kontrolowali, dla mamy był oczkiem w głowie i zawsze traktowała go lepiej, mówiąc jaki to nie jest cudowny.

Jeżeli chodzi o mnie, rodzice zawsze mnie kontrolowali. Kiedyś uprawiałam sport i mieli problem odnośnie tego, że tyle czasu spędzam nad swoim hobby. Przyszło liceum, dojazdy 20km do szkoły, nowi znajomi, ale zawsze uczyłam się dobrze, aż trafiłam na dosyć przyszłościowy kierunek na studiach. Podczas najdłuższych wakacji życia chciałam wyjechać 20km dalej do miejscowości nadmorskiej, żeby popracować - znalazłam pracę z noclegiem i wyżywieniem, jednak rodzice nei zgodzili się, mówiąc, że na pewno sobie nie poradzę... dojeżdzałam te 20km w jedną stronę codziennie, tracąc praktycznie całe wakacje na pracę i dojazdy, które pochłaniały czasem 3h dziennie.

Znalazłam pracę 2 lata temu - miała być to praca na okres letni, jednak zostałam na dłużej i póki co jest ok. Minusem mojego miejsca pracy jest fakt, że nie ma to nic wspólnego z moim zawodem, ale zarobki są dosyć dobre jak na człowieka w moim wieku - mój dochód przekracza 3500 PLN na miesiąc. Odkąd zaczęłam pracę, opłacam sobie większość wydatków: wakacje, wyjazdy (co jest normalne), odzież i obuwie, paliwo, telefon, bilety na dojazd do uczelni, lekarzy, lekarstwa, badania (co 3 miesiące muszę chodzić na badania kontrolne, które kosztują ok. 300PLN). Od ponad roku również sama kupuję sobie jedzenie - mam dietę i gotuję sobie sama, jak i kupuję jedzenie. Od rodziców otrzymuje 400PLN "na wydatki", kiedy to też finansuję różne rzeczy np. chemię czy jakiekolwiek zakupy typu jedzenie i nie chcę od nich brać żadnych pieniędzy. Mam również odłożone parenaście tysięcy - celem była zmiana samochodu (obecnie jeżdżę samochodem, który tata mi dał po zmianie na nowszy), ale chyba mój cel obecnie jest inny.

Do czego zmierzam po krótkiej prezentacji mojego życia? Moja relacja z rodzicami jest nieznośna i jestem wykończona psychicznie. Nie rozumieją, że jako 22 letnia studentka i osoba pracująca mam prawo posiadać prywatność, robić w swoim czasie co chcę i decydować o sobie. Dążę do niezależności, dlatego mimo iż nie muszę pracować - tak powiedzieli mi rodzice - robię to. W ciągu dwóch lat powinni się przyzwyczaić, że co najmniej 8-9 nocy nie ma mnie w domu (mam pracę w systemie zmianowym, dniówki i nocki). Od zawsze mnie kontroliwali - spowiedź gdzie jadę, po co, z kim, dlaczego itd. Do tej pory zdarzają się sms w stylu "za 27 minut północ, czekam w domu" czy też telefony o 23, że już pora do domu. Nie zachowuję się źle - nie piję alkoholu, nie mam złego towarzystwa, żyję jak normalny spokojny człowiek, taki też mam charakter.

Od jakiegoś czasu jestem w związku, moja dziewczyna jest 2 lata starsza ode mnie i też pracuje. Widzimy się codziennie, mieszkamy od siebie 20km. Moi rodzice wiedzą o mojej orientacji, jednak nie do końca - nie miałam potrzeby im mówić wprost, a z drugiej strony bałam się ich reakcji, gdyż to zupełnie inne pokolenie. Były jednak teksty z ich strony, że pragną mojego szczęścia i mam przyprowadzić piekną kobietę lub przystojnego faceta, z którą/którym się spotykam. Odkąd zaczęła u mnie bywać M., mama zrobiła się jeszcze bardziej ciekawska. Pyta ciągle, czy całymi dniami jestem z M., co robię wieczorami, z kim rozmawiam i piszę SMS. Naprawdę czuję, że mogę od nich odpocząć, jak idę do pracy. Ciągle słyszę, jaka jestem okropna, jak to nic w domu nie robię (staram się pomagać rodzicom jak tylko mogę, ale ciężko robić wiele gdy uczę się i pracuję jednocześnie, czasami nie śpiąć po 40h...), jak to w życiu sobie nie poradzę, że moi bracia byli inni, że jestem nieudacznikiem, że bez nich zginę, że jestem gówniarą bez głosu, że moja praca to śmiech na sali a nie praca, że mogłabym wszystko lepiej robić, że moi znajomi są do kitu i powinnam najlepiej być sama i całe życie spędzić w domu. Mam już tego dosyć, gdyż moje zdrowie psychiczne podupada. Moja samoocena jest bliska poziomu rowu mariańskiego, a zapomniałam już, co to znaczy usłyszeć dobre słowo od rodziców. Nigdy też nie usłyszałam słowa "kocham cię" z ich ust, zawsze traktowali mnie gorzej niż moich braci. Pozwalili im na więcej, wspierali, nie kontrolowali, a każdy wybryk był tłumaczony na różne sposoby.

Planujemy wyprowadzkę z M. - ze względu na to, co mam w domu, jak i chęć spróbowania samodzielnego życia. Szukamy mieszkania w miejscowości, z której do pracy będę miała 21km, a do uczelni tylko 6. Mogłabym w końcu pojawiać się na wszystkich zajęciach (wcześniej bylo to trudne przez dojazdy), odpocząć psychicznie, spróbować jak to żyć samemu, decydować o sobie w 100%. Powiedziałam o tym rodzicom - na początku mnie wyśmiali i zlekceważyli, po czym jeszcze bardziej stali się rygorystyczni wobec mnie. Częstsze telefony o powrót do domu, częstsza kontrola, więcej tekstów na temat mojej osoby... wczoraj odbyła się druga rozmowa, kiedy ze spokojem spróbowałam im wytłumaczyć mój punkt widzenia. Ponownie mnie wyśmiali, mówiąc, że nie doceniam tego co mam, że 2h dojazdu na uczelnię to nic wielkiego, że moi bracia też dojeżdżali, że wyprowadzę się dopiero po ślubie, że i tak sobie nie poradzę w samodzielnym życiu i że nie pozwolą mi na wyprowadzkę. Powiedziałam, że wszyscy znajomi ze studiów mieszkają osobno, wynajmują pokój i jakoś żyją i chciałabym posmakować innego życia "bez mamy i taty" nad sobą. Moi znajomi jednak w 100% ciągną kasę od rodziców, a ja chciałabym spróbować bez ich pomocy. W efekcie rozmowa skończyła się na tym, że tata powiedział, że mi na to nie pozwoli, a jeżeli tak zrobię - ma nadzieję, że nie uda mi się, że ma nadzieję, że moje oszczędności szybko się skończą, a jak będę chciała wrócić do rodzinnego domu, nie będę dostawała żadnej gotówki (tak jak teraz na telefon, drobne wydatki) i będą kazali mi płacić za wszystko: jedzenie (choć kupuję inne jedzenie), pokój, rachunki, chemię i wszystko inne. Bardzo zabolało mnie to, gdyż uważam, że rodzice powinni się cieszyć z tego, że ich dziecko pragnie się usamodzielnić i spróbować żyć na własny rachunek.

Mam naprawdę po dziurki w nosie ich traktowania, horroru który mi fundują każdego dnia, rujnowania mojej psychiki, tekstów na temat beznadziejności mojej osoby. Jestem gotowa zrezygnować z wyjazdów, z samochodu, byle móc się wyprowadzić. Nie wiem, jak mam z nimi rozmawiać żeby w końcu faktycznie zaczęli ze mną rozmawiać i zrozumieli mój punkt widzenia. Nie chcę się z nimi kłócić, nie mam już na to siły. Moje argumenty do nich nie docierają - jak grochem o ścianę. Życzą mi jak najgorzej i chcą, żeby mi się noga powinęła "w tym dorosłym życiu" jak to dziś powiedzieli. Czy możecie doradzić, co mam robić w tej sytuacji? Chciałabym odbudować z nimi kontakt, ale ciężko, gdy osobę dorosłą traktują jak 15 letnią gówniarę.

Pozdrawiam
Pandzi jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując