Konto usunięte
Zarejestrowany: 2011-12
Wiadomości: 13 966
|
Czy wymagać od faceta, żeby zerwał przyjaźń?
Doradzcie mi - czy mogę wymagać od faceta, żeby przestał się z kimś spotykać?
Sprawa wygląda tak - mój facet ma przyjaciela od kilku lat, jeszcze dluuugo zanim się poznaliśmy, jesteśmy ze sobą krótko.
Byliśmy z kolesiem na jednym wyjeździe. Znosiłam go, bo mi tż powiedział, że kolega jest fajny, żebym chociaż spróbowała go poznać, no i to ja "weszłam" do ich paczki, chciałam zrobić dobre wrażenie, a nie wyjść na księżniczkę. No to spróbowałam, i nie wyszło. Ciągle tylko daj piwo, daj papierosa, pożycz mi dychę. Koleś pracuje, ma pieniądze, mieszka z rodzicami, a i tak wiecznie na wszystko skąpi. 3/4 wyjazdu leżał zachlany na kanapie, ciągle pił piwo lub inny alkohol, w niczym nie pomagał. NIGDZIE nie wyszedł, ciągle tylko piwo, fajka, TV. Nie sprzatał po sobie nawet. Dodam, że przez prawie tydzień raz się umył i zmienił ciuchy...
Jest kompletnie niewychowany, bardzo głośno beka przy wszystkich, śmieci rzuca tam gdzie akurat stoi, butelki w krzaki...
Zmieniliśmy mieszkanie, mój tż go poprosił, żeby pomógł mu powynosic meble do piwnicy i potem mieli wypić piwo. Wyniesli JEDNO biurko (w częściach) i ten koleś stwierdził, że więcej nie ma siły. No, wypili, i mój tż kilka razy wspominał, że no, my już idziemy spać, albo o, zaraz masz autobus do domu, ale kolega to ignorował, i "przypadkiem" przeoczył ostatni autobus, no i został na noc. Godzina 3 w nocy (mam bardzo lekki sen i trudno mi zasnąć, jak się obudzę), a tu mnie budzi tv na full i głośne HAHHAHAHAHA O KU**A HAHAHAHAHH. Myślę, co jest? A to się okazało, że koleś się ujarał i włączył sobie kabaret na YT... Poszłam go upomniec, on tylko stwierdził, że przecież cicho jest. Obudziłam faceta, dogadał kolesiowi, odłączył tv od prądu i spokój. Na drugi dzień godzina 8, koleś śpi. Potem 9, tż go budzi, bo chcemy wychodzić, a on ze "to idźcie, ja zostanę" . Mówimy, że nie ma opcji, wypad. A on się odwrócił na drugi bok i spał dalej. Normalnie nie dało rady do dobudzic, nawet wylanie na niego wody czy uderzenie w twarz nic nie zmieniło. O 12 książę się obudził. Dobra, mówię do niego "ok, to proszę weź smycz i idź z psem, " (ja akurat miałam że tak powiem problemy z zoladkiem i nie mogłam wyjść z toalety, facet w pracy), a on do mnie, że z jakiej paki, to nie jego pies, i czemu ja go chcę wykorzystać, po czym zabrał swój plecak i poszedł (oczywiście na łóżku zostawiając rozpierdziel). Tż niby z nim pogadał, koleś mnie przeprosił, powiedziałam ok, spoko.
Nie wychodziłam jednak z nimi, kiedy wychodził ten koleś.
Ale dobra, nadarzyła się kolejna okazja, tż mnie bardzo prosił - nasz wspólny przyjaciel miał przysięgę w wojsku, zaprosił nas i tego Oblecha. Mówię dobra, niech z nami jedzie. Przyjechał do nas wieczorem (wyjazd był o 6, nie dojechałby na czas rano). Ja wstałam o 5, miałam ich obudzić o 5:30. Budzę, koleś otworzył oko i poszedł spać dalej. Moj tż go budzi - nic. Puscilismy muzykę (nie jakoś głośno), otworzyliśmy balkon, zaswiecilismy światło - koleś śpi. Wstał, zamknął balkon i poszedł spać dalej. Godzina 5:50, my gotowi do wyjścia a on śpi. W końcu tż go jakoś obudził, pojechał tak jak spał, założył tylko spodnie, nawet zębów nie umył. Podjeżdżamy na stację, i uwaga, koleś mówi, że on nam nie da pieniędzy bo nie ma. Ja zrozumiałam, że nie ma gotówki TERAZ, ale ze staniemy gdzieś przy bankomacie i mi odda, to mówię, że ok, to ja dam teraz kasę, a PÓŹNIEJ SIĘ ROZLICZYMY (no bo za coś trzeba było zatankowac). On poszedł kupić coś "do jedzenia" na stację i wyszedł z 4 pakiem piwska (przypominam... 6 rano). I zaczął je chlać zaraz po ruszeniu w trasę. O 8 był już nawalony. O 9 już był bardzo nietrzeźwy. Dojechaliśmy na miejsce, a on twardo śpi i z auta nie wyjdzie. Tż próbuje go wyciągać, w końcu stwierdziliśmy, a wuj, niech zostanie, i poszliśmy. Za pół godziny telefon gdzie my jesteśmy. Tż po niego poszedł, przyprowadzil, ten ledwo stał. Potem przysięga - wiecie, hymn, wszyscy baczność, a tamten... Odpalił fajkę i gada przez telefon. Za chwilę się wysmarkał w chusteczke i rzucił ją na trawę. Ja mówię, że ma to podnieść i wyrzucić, mój tż to samo, że ma wziąć i wyrzucić, bo to obrzydliwe i robi wstyd. A koleś "sobie robię wstyd, nie wam".
Droga powrotna - mówię do niego - dobra koleś, trzeba znaleźć bankomat bo chcemy iść na obiad, a pożyczyłam ci ostatnie pieniądze. A on, że jakie pieniądze. Ja mówię, że za paliwo, a on do mnie, że on ode mnie niczego nie brał i jak dałam na paliwo to on mi nic nie musi oddawać, bo on przecież mówił, że nie ma. Ja do niego, że przecież mówiłam, że "mamy się rozliczyć", a on, że myślał, że to mówiłam do tż... Czyli wychodzi, że ja zapłaciłam za paliwo 100 zł, a on 0.
I teraz tak - jak wyegzekwować od niego zwrot kasy? Po drugie - czy mam prawo wymagać, żeby tż się przestał z nim spotykać? On go lubi, uważa, że to fajny chłopak, tylko "specyficzny" i ze jest dobrym kumplem.
Jak dla mnie jest alkoholikiem żyjącym na koszt mamusi i tatusia (swoje wydaje tylko na alko i bilety, ewentualnie jakieś żarcie na mieście), chamem, bucem i burakiem i nie ma w nim nic "fajnego"
Wysłane z mojego ALE-L21 przy użyciu Tapatalka
|