Witam ponownie
W mojej rodzinie nigdy nie praktykowało się obchodzenia urodzin ani imienin, jedynie składaliśmy sobie życzenia, ale raczej nie było prezentów (chyba, że moje dziecięce laurki dla rodziców czy czekolada). Ja również nie obchodzę tych świąt, a przynajmniej nie tak jak inni ludzie - urodziny są dla mnie dniem zadumy i podsumowania minionego roku, a nie balangą czy nawet posiadówą.
Do mojej rodziny kilka lat temu weszła bratowa, której rodzina ma inne zwyczaje, właśnie świętujące. Od 2 lat razem z bratem mają dwójkę dzieci i obchodzą wszystko = uro, imieniny + dziecięce święta. I niestety włączają nas w to.
A ja.... nie chcę brać udziału w żadnych takich okolicznościach. Dlaczego? Zawiła sytuacja, ale w skrócie:
- przez większość życia brat nie odzywał się do mnie ani słowem (mieszkał z nami, potem obok w drugim domu), nie wiadomo dlaczego, lubi obrażać się o byle co, na lata (nie tylko na mnie)
- od około 5 lat mówimy sobie "cześć" i poza tym nic więcej w sumie, bo brat na mnie zlewa, z bratową nie udało mi się złapać kontaktu
- gdy ich odwiedzam, to właściwie w ogóle nie zwracają na mnie uwagi, odpowiedzą (lub nie) na "cześć" i tyle, często nie powiedzą "usiądź" więc nie raz człowiek stał jak ciapa w progu, aż sam usiadł
- w międzyczasie oni milczą, zajmują się sobą, czasem bratowa rzuci jakimś pytaniem "jak tam studia" i to wszystko, zero rozmowy, niiiic
- zdarza się, że nie odpowiadają na moje pytania, jakby byli głusi
- gdy mówię coś do ich dzieci (7m i 2l) to często bratowa odpowiada coś w ich imieniu i zwykle zbija mnie to z tropu, bo odpowiedzi są jakieś sztywne, dziwne nie raz, albo głupie po prostu
- czuję sie w ich domu jak intruz, bardzo nie lubię tam być, unikam
- oni mnie też, bo nigdy nie zapraszają mnie do siebie, np. na grilla, gdy już zaproszą znajomych i sobie siedzą
- jak zaproszą (bratowa) to jest tak jak napisałam powyżej, czyli w sumie nie wiadomo, po co zapraszają, bo człowiekiem się nie zajmują, tylko sobą (kiedyś bratowa z bratem gadali sobie o swoich sprawach mimo iż byłam obok, jakbym była powietrzem, coś oglądali na lapie, a ja stałam na przeciwko, zastanawiając się, co ja tutaj robię)
- nie mamy nawet swoich numerów telefonów, nie kontaktujemy się, jedynie tyle co przez płot, albo kiedy bratowa przyniesie dzieci do rodziców
+ nie praktykuję wspomnianych świat
+ nawet jakbym praktykowała, jeszcze studiuję i nie stać mnie na tyle prezentów, ile musiałabym kupować w ciągu roku, a poza tym patrząc na moje "relacje" z bratem i bratową, szczerze mówiąc, wolę wybrać się na wycieczkę (jestem podróżniczką), albo opłacić sobie naukę języka, niż wydawać średnio raz w miesiącu sporą kasę na prezent (bratowa liczy na droższe prezenty, materialiści)
Wiem, pewnie napiszecie, że z pewnością chodzi mi głównie o kasę. Nie. Podkreślam, że gdybym miała normalne relacje z bratem i czułabym się chciana w ich towarzystwie, to pewnie trochę zmieniłabym swoje zwyczaje, a prezenty dawałabym, jakies skromne chociaż.
Dodam, że czuję ogromna presję ze strony rodziców i bratowej. Presję, że mam zaglądać do dzieci przy każdej mojej wizycie, i co do prezentów ... a ja nie chce im ich dawać. Najchętniej nie miałabym nic z tamta rodzina wspołnego. To, że urodziły im się dzieci, jak dla mnie nie zmienia sytuacji, że nasze kontakty dalej są znikome. I nie rozumiem, czemu w imię gadki "dzieci nie są winne" miałam zmuszać się i tam chodzić.
Maksymalny prezent jaki przewidywałam do tej pory, to coś z okazji św. Mikołaja albo, jeśli akurat w danym dniu jestem u rodziców, to wiadomo, prezent dla któregos z małych.
Serio, osłabia mnie to wszystko.
Czy naprawdę muszę się zmuszać?
Mam ochotę przy możliwej okazji oficjalnie jakoś powiedzieć, że nie obchodzę imienin i urodzin, ani swoich ani cudzych, za wyjątkiem urodzinowych życzeń dla mamy i taty, jako że sa to dla mnie osoby szczególne.
Sama nie wiem, zmuszać sie w imię "savoir vivre" czy robić to co podpowiada mi głos serca, czyli dalej żyć po swojemu. Nie obchodzi mnie tamta rodzina ani ich dzieci.
Czy to, że mnie nie obchodzą, oznacza że robię im jakąś krzywdę? przecież nie życzę im źle, nie bluzgam na nie. Po prostu nie za bardzo interesuje mnie co u nich słychać ani ich święta. Nie interesują mnie z powodu swoich rodziców.
I w ogóle, czy w waszych rodzinach obchodzi się imieniny bratanków i siostrzeńców? szczerze mówiąc, nie spotkałam się z tym jeszcze. Urodziny dzieci tak, ale imieniny nie