umieraaaaam... za długo spałam
obudziłam się o 11 żeby wypuścić psa do ogródka i wróciłam do łóżka żeby tylko przytulić Tż'a i jak otworzyłam oczy to już była 13...
my jesteśmy kompletnymi pajacami

wczraj pojechaliśmy do ikei (najbliższą mamy w bristol) i wzieliśmy psa ze sobą. Pomyśleliśmy, że jak jesteśmy blisko Bath to tam pospacerujemy z psem bo to ładne miasto. Zajechaliśmy tam na 20

połaziliśmy po mieście, zaczęło padać, zgłodnieliśmy, ale nie obliczyliśmy sił na zamiary, bo nikt nas nie wpuściłby z psem do środka baru. Więc musieliśmy się zaspokoić fast foodem jedzonym w samochodzie na parkingu

romatycznie...
Krążyliśmy po Bathi nie mogliśmy znaleźć wyjazdu na autostradę. Stoimi na światłach i Tż mówi: "jedź prosto". No to jadę. To nic że to była jednokierunkowa

Zatrzymałam się koło prywatnego parkingu. Z duszą na ramieniu. W****iona na niego i na siebie. Wiec wjechałam tyłem na parking żeby zawrócić samochód. W międzyczasie zgiełam lusterko

i samochód mi zgasł. Jesteśmy na tym parkingu, ale coś nie tak. Zaciągnęłam ręczny bo miałam wrażenie, że samochód się rusza. Ale nie... to nie był samochód. To była brama oddzielająca nas od ulicy. Zostaliśmy zamknięci na prywatnym parkingu.
Tż oblukał otworzone okno na pierwszym piętrze. Więc krzyczy. Nic. Ja walę po drzwiach na parterze i też nic (potem się okazało że to była klatka schodowa

). Mieliśmy tylko dwa funciaki na komórce więc dzwonimi do ojca Tż'a, mówimy co się stało i prosimy żeby wysłał nam smsa z numerem na komisariat w Bath. Bo innego wyjścia nie mieliśmy jak zadzwonić po policję. Czekamy na tego smsa i ktoś nagle pojawia się na parkingu. Proszę kolesia czy może swoim kluczem otowrzyć dla nas bramę. A facet mówi, że ta brama nie na klucz, wystarczy, że podjedzie się bliżej i sama się otwiera

Potem to już tylko czekały nas 2h drogi do domu
