Dzięki. Wiesz, to była moja pierwsza, tak osobista i bolesna strata. 3 lata temu uśpiłam roczną króliczycę (nie było mnie przy tym) , też bardzo bolało (boli nadal) , ale On był ze mną 12, 5 roku.
Płakałam po wielu zwierzętach, swoich i nie swoich, ale to co przeżyłam w ostatnim tygodniu- nie do opisania.
Dawno mnie na wątku nie było, tutaj pewnie też Wam odeszli przyjaciele.
Bałam się, jak dam radę w pracy. Porozmawiałam trochę z ludźmi i okazało się, że sporo osób nawet było na zwolnieniach, bo nie mogli sobie poradzić
Ja zawsze byłam pewna, że umrę.
Ostatnio szukałam mieszkania- wszystko pod psy, na parterze, wyjście na ogród itd. Jakoś wszystko straciło sens
Przez to co się stało, doceniłam tak wiele rzeczy z mamą, że był to dla nas szok: ciągły pośpiech, bieg za rzeczami mało istotnymi, przez ten tydzień spędziłam z mamą tyle czasu co przez chyba kilka m-cy. Naprawdę. Codziennie tylko mijanka w pomieszczeniach, zamiana paru słów i to wszystko...
Od tamtej niedzieli jem tylko w pracy 1 parówkę i rzodkiewki, które moje psy jadły ze mną... Jakoś tylko to mogłam. Czułam taki ścisk w ciele...
Ciężko