Kto jest winny?
Cześć!
Właściwie to nie wiem od czego zacząć, chciałabym opisać prostą w sumie sprawę, ale trudno mi o tym opowiadać.
Jestem w kilkuletnim związku, oboje mamy po prawie 30 lat.
Związek jest ogólnie udany, nie zamieniłabym go na nikogo innego. Nie będę się rozpisywać o pozytywach, bo nie o nie tu chodzi - skupię się na problemie.
W moim związku bywają sytuacje, które wprawiają mnie w stan paniczno-pomyleńczy, to znaczy powodują we mnie mega stres, złość, smutek i uczucia z gatunku "what the fuck??".
Mój mężczyzna potrafi w ciągu chwili przeobrazić się w kogoś innego, staje się nieprzyjemny, a winą za to obarcza mnie. Babska klasyka? Tak mi się wydawało, dlatego szukałam winy w sobie, tam zresztą przecież mi ją wskazał. Ale nie czuję się winna w większości przypadków. Czasami rzeczywiście może miewam jakiś gorszy nastrój i wtedy pochylam głowę - ok, masz rację, nie powinnam była; ale według mnie częściej dzieje się tak, że to nie ja jestem zapalnikiem.
Może podam przykład, będzie mi najłatwiej.
O, niech będzie taka głupia sytuacja:
On - zjadłbym kanapkę, mogłabyś mi zrobić?
Ja - ok [dopisek: był zajęty pracą, ja w sam raz nie, nie mam z tym problemu]
Podaję mu tę kanapkę, on dziękuje, zjada, a pięć minut po zjedzeniu wstaje i mówi: Po tej **ujowej kanapce mam jakiś niesmak, muszę czymś zagryźć! - i idzie do lodówki.
Ja - Jest mi przykro, kiedy mówisz w taki sposób o tym, co ci podałam.
On - Bo co?
Ja - Bo spełniłam twoje życzenie, a teraz tak mówisz
On - No i będę tak mówił
Ja - Ale to sprawia mi przykrość
On - Przestań się czepiać
Ja - Chciałabym tylko żebyś wziął pod uwagę, że sprawiłeś mi przykrość
On - No i dobrze, zaczęłaś to masz za swoje
Ja - Po prostu nie chcę słyszeć takich tekstów
On - Ale mnie to nie obchodzi, chciałem tak powiedzieć i powiedziałem
Ja - Nie będę w taki sposób rozmawiać
On - I bardzo dobrze, nareszcie będę miał spokój
To tak plus minus, ale mniej więcej tak to wygląda.
Dla uzupełnienia - nie mam problemu z tym, że przeklnie, samej mi się zdarzy, ale chodzi o to, do czego się to przekleństwo w tej rozmowie odnosiło - uraziło mnie to na zasadzie "zrobiłam ci przysługę a ty wytarłeś sobie tym tyłek".
Spytam krótko: kto wtedy przegiął? ja czy nie ja?
Nie chodzi tylko o taką rozmowę z podanego przykładu, takie rzeczy dzieją się raz na jakiś czas i zawsze przebieg jest niemal identyczny. Za każdym razem ja się na końcu czuję jakbym dostała po głowie, a on siedzi w drugim pokoju i ma mnie gdzieś, spływa to po nim jak po kaczce.
Gdyby to był jakiś "burak", wiadomo, nie zastanawiałabym się nad tym. Ale to jest naprawdę bardzo kochany chłopak, ma mnóstwo wspaniałych cech. Tylko czasami wychodzi z niego jakby ktoś inny.
Nie pytam więc w trybie "czy się rozstać". Tylko chcę wykluczyć moją bądź jego winę, muszę mieć jakiś punkt odbicia.
Edytowane przez eques
Czas edycji: 2018-02-26 o 23:32
|