Napisane przez coloredlights_
Nie jestem kobieca. A przynajmniej to wytyka mi jedna z bliskich osób. Na pewno nie jestem jakaś męska, ale jak sama siebie obserwuję, to bardziej taka dziewczęca albo - jeszcze gorzej - DZIECIĘCA mimo, że dwudziestkę przekroczyłam już kilka ładnych lat temu (wyglądam bardzo młodo). Czasem patrzę na koleżanki i widzę, że jest w nich ten sex appeal, kobiecość. W sposobie ubierania się, poruszania, zachowania. Ja nie umiem. Nie umiem być sexy ani jakaś taka, nie wiem, pociągająca? Jestem raczej konkretna w zachowaniu, raczej mało subtelna, dość szczera. Ubieram się w stylu casual, nie przepadam za butami na obcasach i koronkowymi, zwiewnymi sukienkami (choć noszę sukienki), nudzą mnie typowo "babskie" rzeczy, jak rozmowy o odżywkach, balsamach i serialach. Celowo napisałam "babskie", bo sporo moich koleżanek właśnie ciągle o tym gada. Ja też nakładam maseczki na włosy, maluję paznokcie i mam kolekcję czternastu pomadek, ale po prostu uważam, że można pogadać o tym trochę, ale są ciekawsze tematy (literatura, sztuka, kultura, podróże, historia itd.). Zauważyłam jednak, że ludzie (faceci?) uważają zainteresowanie zupą, fryzurą, ploteczkami i bycie w stylu och i ach, nie przejdę tędy, bo tu jest kałuża za kobiece i atrakcyjne. Poza tym ogólnie, nie jestem jakimś typem kusicielki. Czy da się coś ze mną zrobić, żebym "wykobieciała", skoro nie widzę się jako jakaś bohaterka komedii romantycznej, siedząca przy winie w czerwonej sukience z dekoltem i paplająca bzdury do swojego faceta?
|