Są tacy.
"Ja mam pracę, a wy co, marne leniwe scierwa?"
#weekendowa praca w kinie.
Swoją drogą mój chłopak miał ciekawą sytuację na uczelni. Otóż zmienili mu plan na ostatnim roku. Z dwóch przedmiotów w planie poprzedniego roku zrobiło się siedem. W tym laboratoria, dosłownie o niczym, sami prowadzący przyznawali, że oni nie wiedzą, co mają robić, bo przedmiot nie ma sensu.
W efekcie wielu studentów musiało rzucić pracę, bo nie wyrabiali. Na szczęście zostały weekendy jeszcze wtedy, więc skromnie ale dociągnęli do końca semestru.
Uważacie, że to w porządku tak bez większej zapowiedzi dorzucić do programu tyle zajęć? Bo ja z jednej strony uważam, że jak ktoś studiuje dziennie to studia na pierwszym miejscu, ale z drugiej strony takie gównogodziny, żeby tylko siedzieć na tej uczelni wydają mi się bez sensu (A widziałam notatki, ludzie na ostatnim roku biochemii miareczkowali Cola-colę, żeby sprawdzić pH... eksperyment, który robi się na jakichś dniach otwartych, żeby zachęcić do przyjścia na studia, na połowie wykładowca nic nie prowadził, tylko studenci robili prezentację i tak co zajęcia ktoś na zaliczenie). Dla mnie to takie dodawanie pustych godzin, które ktoś mógłby spędzić w labie magisterskim albo na pracy, nawet na wypoczynku.
---------- Dopisano o 10:00 ---------- Poprzedni post napisano o 09:57 ----------
Na pełen etat się nie da nie poświęcając uczelni. Nawet kosztem snu.
Chyba że uczelnia jest słaba jak moja, w której robiłam licencjat, ale to porażka była i zwiałam na magisterce tam, gdzie czegoś uczyli.
Wysłane z
aplikacji Forum Wizaz