Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Brak mieszkania, brak kredytu,brak pieniędzy
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2018-06-26, 07:21   #1
Obrazonazona
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2018-06
Wiadomości: 32

Brak mieszkania, brak kredytu,brak pieniędzy


Proszę o spojrzenie z boku na moją sytuację i ocenę trzeźwą sytuacji, bo ja już nie myślę z nerwów.



Jestem żoną od 2 lat, wprowadziliśmy się☠ do jego rodziców, gdzie oprócz nas jest 4 rodzeństwa + rodzice. Mamy do dyspozycji pokój 3x3, gdzie wcisnęliśmy wszystko (nie wiem jakim cudem), od tv, komputera, po szafy, łóżka i nawet rowerek do ćwiczeń. Dzielimy łazienkę na piętrze z 2 osób, kuchnie z całą rodziną. To nakreślenie sytuacji mieszkaniowej.



Mąż pracuje od 10 lat, zbierał pieniądze, ale sam musiał sobie opłacić życie, pochodzi z rodziny, gdzie mama (teściowa) nigdy nie pracowała, więc opłacał sobie auto, studia, kursy. Przez kilka lat odłożył ładną sumę, ja dołożyłam i siłami wybudowaliśmy dom w stanie surowym. Zadowoleni chodziliśmy po bankach z myślą kredytu, bo na wykończenie nie było nas już stać. Jak się mocno zdziwiliśmy, gdy się okazało, że nie mamy zdolność kredytowej, a jedynym „wyjściem” do zdobycia jest żyrant, którego nie mamy (jego mama nie pracuje, a moja jest na emeryturze i ma taką emeryturę, że raczej nam nie pomoże, zresztą nawet jeśli to nic z tego, bo jestem z nią pokłócona).



Mąż jest zadowolony z sytuacji w ten sposób, że nie będzie musiał dokładać bankowi, ale wymyślił, że będzie budował powoli, własnymi siłami i od tego dnia są kłótnie-



Nie wyobrażam sobie mieszkać jeszcze 10 lat i ciułać grosz do grosza, budować dom, aby się nim cieszyć bliżej 40. Nie wyobrażam sobie mieszkać w pokoju 3x3 i zakładać rodzinę (nie jestem samobójcą, ale mąż namawia mnie na dziecko- co też jest powodem kłótni).





Wymyśliłam stancję, ale od tej pory jak go „naciskam” to się tylko kłócimy. Mąż uważa, że jest dobrze tak jak jest, i cytuję „nie będzie napychał kieszeni obcym ludziom”. Uważa, że przesadzam, on mieszkał w tym pokoju (gdzie my obecnie), z bratem jakieś 25 lat i uważa, że było OK (brrrr).



Sama nie jestem w stanie wynająć stancji, bo mnie nie stać na to, pracuję, ale zarabiam niewiele. Zaczęłam myśleć o wynajmie pokoju (na to bym miała środki), to słyszałam od męża, że jestem naiwna skoro lubię pchać obcym ludziom w kieszeń.



Sprawa zaczyna się robić poważna, że zaczynam myśleć o rozwodzie (tak, 2 lata po ślubie).



Uwierzcie mi – może i piszę składnie, ale od miesiąca nie robię nic innego, tylko płaczę – nawet potrafię się rozpłakać w pracy, bo czuję się w sytuacji bez wyjścia. Próbowałam na czysto wykalkulować, ale przez nerwy mogę coś ominąć.



1. Chcę zmienić pracę, od kilku tygodni zaczęłam poszukiwania ALE nie wiem kiedy mi się uda i czy wtedy będzie lepsza zdolność kredytowa

2. Męczyć męża o stancję (tylko, że on nie chce), a potem szukać pracy, zmieniać na mniejszy pokój i brać kredyt na wykończenie?

3. Iść samej na wynajem pokoju i rozwód?

4. Wyjazd do innego miasta/ za granicę (tylko mąż o tym nie chce słyszeć, mówi, że nie taki jest sens małżeństwa, nie po to się zakłada rodzinę, żeby wyjeżdżać)

5. Poddać się temu i zostać w 3x3 i robić dzieci…



Dodam, że pytałam koleżanek (bez partnerów),czy są za wynajmem stancji, niestety żadna nie była, większość koleżanek ma już swoje rodziny. Nie mam „bogatej ciotki z Ameryki”, ani spadku, nie mam babci, u której bym mogła pomieszkać, do siebie nie wrócę, bo mieszkałam w pokoju z siostrą, która nadal go zajmuje,tylko, że sama.Jestem zdana sama na siebie.



Proszę o jakiś pomysły (choć zdaję sobie sprawę, że będzie kilka komentarzy odnośnie mojego spier…olonego życia na własne życzenie)
Obrazonazona jest offline Zgłoś do moderatora