A ja tylko chcialam powiedziec, ze kilka dni temu po 6! latach znajomosci internetowej spotkalam sie z pewnym facetem.
Spedzilismy w zyciu na rozmowach miliony godzin, zawsze to wlasnie z nim najlepiej mi sie rozmawialo, on najlepiej mnie rozumial. Kazdy facet ktorego poznawalam wydawal mi sie beznadziejny w porownaniu do niego.
Mielismy sie zobaczyc juz kilka lat temu, ale stchorzylam.
Ale jednak stalo sie. Bardzo sie balam, ze moze jednak on nie bedzie tym czlowiekiem, za ktorego go uwazam; ze moze wyidealizowalam sobie jego obraz i po tym spotkaniu juz nigdy nie porozmawiam z tamtym N., bo okazal sie kims innym.
No i niepotrzebnie sie balam. Spedzilismy razem 3 dni i... utwierdzilo nas to w przekonaniu, ze sie kochamy. Bo wczesniej ta mysl wydawala sie absurdalna, wiadomo - jak moge go kochac, przeciez nigdy go nie widzialam, a moze sama go sobie wymyslilam...
I tak tworzymy szczesliwa pare od calych trzech dni

Lecz tak wlasciwie od szesciu lat. To jedna trzecia mojego zycia... I przez caly ten czas to wlasciwie on byl najwazniejszy. Nikt nie zna mnie tak dobrze jak on. Ciagle trudno mi uwierzyc w to, co sie stalo
To taka luzna refleksja ode mnie, moze komus sie przyda. Zaznaczam jednak, ze my znalismy sie naprawde dlugo i doglebnie, rozmawialismy mnostwo godzin i na mnostwo tematow. I na szczescie to rzeczywiscie bylismy my, juz wtedy, przez kabelek - a teraz tylko sie o tym przekonalismy na wlasne oczy
