Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Jak odejść? Jak zostać? Co robić.. pomocy..
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2018-06-29, 09:48   #10
Sprzeczna
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2018-06
Wiadomości: 2
Dot.: Jak odejść? Jak zostać? Co robić.. pomocy..

Dziękuję bardzo wam wszystkim za odpowiedzi, nie spodziewałam się, że nadejdą tak szybko i aż tyle.. dziękuję..


Vanir - też zawsze powtarzałam, że nie rozumem takich kobiet, a stałam się jedną z nich.. niestety.. i nikomu tego nie życzę..

TZ nagle facet do rany przyłóż, ale wiem, że tak jak piszecie raczej będzie to tylko na jakiś czas, a później powróci codzienność.. Przeprowadziłam z nim też kolejną rozmowę o tym co chciałabym zmienić.. o tym, że chciałabym mieć więcej wolności, móc wyjść gdzieś sama, wziąć rower i pojechać nad jezioro, nie musieć zastanawiać się nad każdym słowem, spędzać czas między znajomymi niekoniecznie siedząc tuż przy nim, a np. naprzeciwko itd.. usłyszałam w odpowiedzi, że postarał się i zmienił swoje podejście, pilnuje się by nie sprawiać mi przykrości i nie obrażać, ale to tyle... nie puści mnie samej, bo się o mnie boi, mam wziąć koleżankę ze sobą jak już muszę jechać nad jezioro.. wiem, że powinno być to dla mnie jasnym sygnałem - UCIEKAJ ! wprost Ci przecież powiedział, że Cię nie zaakceptuje takiej jak chciałabyś być, takiej jak byłaś na początku, ale chyba przez tyle lat naprawdę się uzależniłam.. Są dni, że mam ochotę rzucić wszystko, spakować się i odejść, a chwile później mi przechodzi.. bo przecież jest w miarę stabilnie, mamy wszystko co potrzeba.. wiem głupie myślenie.. eh.. ale boję się, że jestem za słaba by odejść..

Ten drugi natomiast chyba wyczuł moje zwątpienie i wyznał wszystko co czuje i myśli, nie sądziłam, że aż tak wiele.. nie wiem czy wybrał dobry moment, bo z jednej strony powoduje to we mnie jeszcze większy mętlik, ale z drugiej może to właśnie los postawił mi go na drodze, żeby ułatwić mi decyzję, której pewnie sama nigdy bym nie podjęła, skoro przez tyle lat tylko gdzieś świtała w głowie, ale od razu ją wyrzucałam.. nie wiem.. wiem jedynie, że ten Drugi czeka tylko na moją decyzje, gotów jest zacząć całe swoje życie od zera tam, gdzie ja wymyślę, że chce być, nawet jeśli będzie to drugi koniec kraju lub świata.. ale tak jak mówicie nie wejdę ze związku w związek.. jeśli uda mi się znaleźć siłę by odejść to odpocznę przez jakiś czas.. jeśli zechce zaczekać, to zaczeka..

Myślę, że chyba boję się nieznanego i utraty znanego.. Boje się utraty tego co mam i znam od tylu lat, boję się, że to od i do czego chciałabym uciec nie będzie takie jak mi się wydaje..? nie wiem... że może tylko wydaje mi się, że dam sobie radę, a upadnę i nie będę umiała wstać..? choć nie uważam się za materialistkę, to wiem, że wszystko co mamy jest na TZ.. wszystko.. że w świetle prawa mogę zabrać swoje ubrania i wyjść, bo nic więcej mi się nie należy.. na pewno ciężko jest mi wyobrazić sobie co dalej.. od zera.. całkowitego zera.. Ale nie tylko o ten strach chodzi, boję się skrzywdzenia drugiej osoby, utraty tego dotychczasowego życia (mimo, że wiem iż nie wyglądało jak powinno to w środku czuję lęk), codzienności, dobrych chwil, których uczepiłam się kurczowo i nie umiem puścić... czuje się straszliwie patrząc na krzywdę TZ, na to jak płakał ostatnio błagając bym nie odchodziła, że się zmieni, że będzie walczył tak długo jak się da... i... i chyba gdzieś w głębi czuję, że jestem mu winna dobro za to, że się mną zaopiekował, że wyciągnął mnie z traumy, że był i pomagał, gdy bałam się mężczyzn, był pierwszym, któremu zaufałam po tym co mnie spotkało... to chyba również mnie blokuje... wiem w środku, że chciałabym się odciąć choć na jakiś czas, powiedzieć, by mnie nie dotykał, by nie starał się mnie całować itd., ale zawsze, gdy wtedy widzę smutek i rozpacz w jego oczach i postawie, łamie się i robię coś wbrew własnej woli.. nie wiem jak znaleźć w sobie siłę.

W głowie wiem co powinnam zrobić, rozumiem to doskonale, ale nie umiem tego wprowadzić w życie, nie umiem postawić na swoim. Jakbym sama siebie blokowała. Te wszystkie uczucia są dla mnie tak nowe.

Spróbowałam poinformować TZ, że czuję potrzebę wybrania się do psychologa, bo sobie nie radzę. (Choć dany moment i tak nie pozwala mi na wybranie się na terapię, ponieważ pracuję od rana do nocy 7 dni w tygodniu i będzie tak aż do listopada). W zamian otrzymałam piękną wiązankę na temat tego, że nie będę do żadnego konowała chodzić, nikt mi mózgu prać nie będzie i inne tego typu. Nie ważne, że chcę, nie i koniec. Gdy poruszyłam ten temat po raz drugi usłyszałam najpierw to samo, potem jednak stwierdził "jak musisz to idź, ale wiedz, że mi się to nie podoba, ale idź!".
Dlatego zaczęłam szukać pomocy na forum..Cały czas czytam różne artykuły i książki, poznaje historie podobne do moich, może w końcu znajdę wiarę i pewność siebie...

Jeszcze raz wam wszystkim bardzo dziękuję za każdą odpowiedź i przepraszam jeśli wszystko co piszę brzmi jak użalanie się nad sobą, nie chcę tego robić...
Sprzeczna jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując