Wiedźma
Zarejestrowany: 2006-10
Lokalizacja: Katowice
Wiadomości: 12 013
|
Dot.: Brak dziewictwa.
Czytam ten wątek od początku - tak się złożyło, że kiedy pojawił się pierwszy wpis Wazonika przeglądałam "nowe posty".
Przyznaję, że uniknęłam odpowiedzi z wygody, może z tchórzostwa, bo dla mnie dylemat Wazonika jest oczywisty i zrozumiały.
I właściwie, o ile nie spodziewałam się, że kobiety gremialnie wykażą zrozumienie dla Jego problemu, to nie spodziewałam się zarazem, że będzie aż tak jednostronnie.
Jednak wsadzę kij w to mrowisko.
Otóż - ja Ciebie Wazoniku rozumiem. Rozumiem, że nie chodzi o fałd skórny, rozumiem, co czujesz, kiedy myślisz o tym poprzednim związku i rozumiem niestety doskonale, że nic na to nie możesz poradzić.
Sama byłam w analogicznej sytuacji - związałam się ze wspaniałym człowiekiem, kochałam go miłością wielką (jak sądziłam wówczas i jak sądzę obecnie) i jego miłości także zarzucić nic nie mogłam. Niestety - on był moim pierwszym kochankiem, ja jego drugą kochanką (w znaczeniu pełnego stosunku).
Zupełnie nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Za każdym razem, kiedy byliśmy razem widziałam tamtą kobietę, porównywałam jego doznania, nasze temperamenty, dusiłam się z bezsilności usiłując poradzić sobie z tymi natrętnymi obrazami i... I nic. Fakt, że on ją kochał wcale nie ułatwiał sprawy - wprost przeciwnie.
Nie pomagało mi przekonanie, że Jego miłość jest wielka i szczera. Nie pomagało to, że ona była tylko jedna. Nie pomagało nawet to, że kiedy wiązaliśmy się on nie pytał, czy jestem dziewicą, bo tak, jak piszecie - kochał mnie, nie błonę.
Czułam się jak gdybym była na straconej pozycji, jak gdyby on doświadczył czegoś, czego mnie nigdy nie będzie dane doświadczyć. Nie mogłam stwierdzić, jakie to ma znaczenie i jak odbiera się drugiego partnera seksualnego, bo przecież nie miałam porównania.
Nie muszę chyba pisać, że nie chodziło mi o żadne błony i fizyczne symbole dziewictwa.
Gryzłam się z tym kilka lat i teraz wreszcie pointa:
Czy sobie z tym poradziłam?
- Nie, nie poradziłam sobie, a przynajmniej nie w sposób, który mogę polecić Wazonikowi.
Bo dla Wazonika to kwestia zasad, przekonań - dlatego Jego sytuacja jest jeszcze trudniejsza. 
Wazonik nie może przespać się z jedną, albo kilkoma dziewczynami dla porównania i żeby stwierdzić, że jednak nie ma to tak wielkiego znaczenia, jak sobie wyobraża. A to jedyna metoda, jaka przychodzi mi do głowy.
Cóż więc ja myślę o perspektywach tej trudnej relacji?
Mogę mówić tylko za siebie: nie dałabym rady zapomnieć, wykreślić tego, usunąć z pamięci. Nie potrafiłabym z tym żyć, choć próbowałam przez lata. Wiem, jak to zżera człowieka, jak zatruwa, jak budzi naprzemiennie rozpacz, nienawiść i poczucie straty.
Istotą są tu wyobrażenia człowieka, który będąc w swoim jedynym w życiu związku połączonym z pożyciem intymnym (bądź planując to i nadając temu wielką wagę), nie jest w stanie wyobrazić sobie, że ta bliskość i to poczucie zespolenia może kiedyś minąć, może stworzyć miejsce na zbudowania jakiejkolwiek innej głębokiej relacji, może nie pozostawić śladu na całe życie. Myślę, że chodzi o to, że osoba, która nie przeszła samodzielnie przez doświadczenie odcięcia się od wygasłej intymnej relacji nie potrafi uwierzyć w to, że to w ogóle możliwe.
Co więcej, teraz, kiedy już wszystko mam przepracowane i problem rozwiązany, kiedy wiem już z własnego doświadczenia to, czego nie wiedziałam wówczas - nadal myślę (tym razem już na zimno i z dystansem), że nie potrafiłabym żyć z kimś, kto miał wcześniej kochankę i jednocześnie jest moim pierwszym i ostatnim. Zawsze, zawsze wyobrażałabym sobie jak to było, jak być mogło i jak nie będzie. I czułabym, że to niesprawiedliwe.
Wiem... Teraz przeczytam, że to samcze myślenie, że mężczyźni chcą być pierwszymi, a kobiety ostatnimi i inne prawdy objawione typu kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa. 
Nie jestem ani z Wenus, ani z Marsa. Jestem człowiekiem i nic, co ludzkie nie jest mi obce. Zazdrość jest ludzka. Niepewność jest ludzka. Potrzeba wyłączności jest ludzka. Nadrabianie wyobraźnią tego, czego się nie wie też jest ludzkie. I czasem to, że nad zdroworozsądkowym myśleniem górę biorą uczucia i emocje też jest ludzkie. Niestety.
Edytowane przez Sabbath
Czas edycji: 2008-08-06 o 04:29
|