Konto usunięte
Zarejestrowany: 2018-09
Wiadomości: 3
|
TŻ, kryzys i osoba trzecia
LEFT]Cześć wszystkim.
[/LEFT]
Na samym początku chciałabym przedstawić swoją sytuację, w jakiej się obecnie znajduję.
Jestem od 4 lat w związku, z mężczyzną 10 lat ode mnie starszym. Ta różnica wieku, się zaciera coraz bardziej. Związek nasz polegał na byciu na odległość, jednak widywaliśmy się często. Raz w miesiącu jakoś na tydzień, dwa , czasem dłużej no i na całe wakacje...
Z tym, że ja na co dzień nie żyłam w naszym rodzinnym mieści, tak jak on, ze względu na naukę. Zresztą wiązaliśmy się jak byłam już po 1 roku studiów. Jednak nie o tym mowa.
Poznałam tutaj, faceta, nazwijmy go "S". Z którym łączy mnie przyjaźń, wspólne spędzanie czasu, wyjścia na imprezy (także w gronie innych osób). Mojemu TŻ to nie przeszkadzało, ufamy sobie w tych kwestiach i nie dajemy się zwariować. A więc mój przyjaciel, z czasem stał się moją bratnią duszą, do tego stopnia, że niektóre rzecz robiliśmy tak samo albo z myślą o drugim bez konsultacji ze sobą. Jak na przykład kupiłam jego ulubione piwo, które mi nie smakowało, a on moje, na jedno z wieczornych spotkań. Nigdy "S" , nie traktowałam w swoim mniemaniu jako kogoś więcej, niż bratnia dusza, choć czas nam się zawsze spędzało rewelacyjnie. Nigdy się nie nudziliśmy, mój pobyt tutaj był całkowitym przeciwieństwem tego, co znajdywałam u TŻ. Przed wakacjami nastał kryzys u mnie w związku. Zaczęłam mieć wątpliwości, chciałam zostać tu gdzie studiuje, a on się nie może przenieść, bo za daleko (jest wspaniałym ojcem, ma syna). Wiedziałam o tym fakcie od samego początku, nie zatajał tego przede mną. Jednak stało się to dla mnie sprawą problematyczną...
Doszedł do tego motyw, przyznania się mojego przyjaciela, że coś do mnie czuje. Najśmieszniejsze jest to, że jak o tym myśle, to może się to wydawać nieco dziwne, ale z nim czas mi się lepiej spędzało niż z TŻ. A nie było między nami żadnych intymnych stosunków. Tak więc "S" zawsze powtarzałam, że będzie idealnym facetem dla swojej przyszłej partnerki, bo ma te cechy, których kobieta oczekuje. Potrafi wysłuchać, jest gentlemanem, dobrą duszą, potrafi zaskoczyć... Stąd znalazłam w moim przyjacielu wszystkie cechy, które chciałam, zeby posiadał mój wymarzony TŻ.
Sytuacja wygląda tak ,że TŻ chce spróbować naprawić 4letni związek, a ja zastanawiam się, czy ma to sens? Nie doszło do żadnej zdrady, ale po wyznaniu mojej bratniej duszy, czuje że z nim mogłabym zbudować coś pięknego. Opartego przede wszystkim na przyjaźni, wiemy o sobie wszystko, znamy swoje zachowania, wzrok, który tyle mówi, wiemy czego każe potrzebuje, nigdy się nie nudzimy. Tylko czy warto?
Dziwne to wszystko,że to się tak potoczyło, bo uwierzcie drodzy forumowicze, że taka byłam zakochana w nim, że świat nie istniał. A teraz ? Zastanawiam się czy mój związek ma sens. Czy będąc z nim dalej, dając drugą szanse nie zranie go bardziej, bo wiem, że gdzieś z tyłu głowy będzie mi siedziało to, że nie spróbowałam z S... oraz to, że nie będzie już naszych spotkań. A muszę przyznać, że był dla mnie wsparciem w wielu sytuacjach, gdzie powinnam to wsparcie otrzymać od TŻ. ..Jak wspomniałam nigdy go nie traktowałam jako potencjalnego partnera, choć większość naszych znajomych nam mówiła, że jak się z boku patrzy na naszą "przyjaźń" to bylibyśmy idealnymi partnerami... Jestem kompletnie rozbita, nie chce nikogo ranić a i tak kogoś zranie...
Do tego nie wiem, czy postawić na siebie i swoje ambicje i marzenia, których nie mogę spełnić przy TŻ, bo syna nie opuści, co rozumiem w 100%. Takie to ciężkie... Zatracać siebie dla miłości, tego co by się chciało w życiu osiągnąć? Tylko w tym momencie, TŻ którego darzyłam tak wielkim uczuciem zostaje zraniony, samotny, ze straconymi 4 latami...
Dodam, że mój TŻ jest 10 lat ode mnie starszy, a S 3.
Edytowane przez Mijanou
Czas edycji: 2018-09-25 o 05:11
Powód: przywrócenie treści
|