Przyczajenie
Zarejestrowany: 2018-11
Wiadomości: 3
|
Rozstanie po 7 latach
Los bywa bardzo przewrotny. Mając wszystko uważałam, że w przypadku rozstań trzeba się po prostu wziąć w garść. Teraz jestem w totalnej rozsypce. Pewnie na tym forum jest sporo osób, które przeszły lub przechodzą to, co ja. Czego oczekuję? Porady, wsparcia, krytyki, czegokolwiek, ale od początku....
- poznałam M. na jednym z portali ogłoszeniowych. Początkowo wymienialiśmy długie @. Dobrze nam się pisało, więc postanowiliśmy się poznać w realu. To z pewnością nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Dobrze nam się przebywało ze sobą tak więc zaczęliśmy od przyjaźni, żeby potem zrobić krok do przodu. Po pół roku znajomości byliśmy zaręczeni. M. twierdził, że jak jest się pewnym swoich uczuć, to po co czekać.
- ja byłam po studiach, M. je kończył. Ja miałam problemy ze znalezieniem pracy, M. pracował dorywczo. M. mieszkał w akademiku, później wynajmował pokój. Zaproponowałam, żeby zamieszkał ze mną, a sama mieszkałam z rodzicami. Wprowadził się.
- początki znajomości, jakie są chyba każdy wie. Fantastyczne. Co tu dużo pisać, ten moment ominę.
- wzieliśmy ślub cywilny, mieszkaliśmy cały czas z moimi rodzicami. Bywało różnie, ale ogólnie M. jakoś się z nimi dogadywał. Zdarzały się wiadomo scysje i to poważniejsze. Zamarzyliśmy o czymś własnym i przeprowadziliśmy się do kawalerki w starej kamienicy.
- mieszkanie razem to był najpiękniejszy etap w moim życiu. Byliśmy nierozłączni, mogliśmy rozmawiać ze sobą o wszystkim. Przy M. nikogo nie musiałam udawać. Nie przeszkadzały nam problemy finansowe, ani to, że w mieszkaniu było strasznie zimno. Byliśmy razem i snuliśmy plany na przyszłość.
- potem zachorowałam. Podejrzewam, że na skutek tego zimnego mieszkania. Rozwinął się u mnie reumatyzm. Miałam problemy z chodzeniem. Położyli mnie do szpitala. M. codziennie był u mnie. Wierzył, że wyzdrowieje, że uda się zatrzymać chorobę i się udało... bez żadnych leków.
- zapragnęliśmy mieć dziecko. Dość szybko zaszłam w ciążę. Finansowo powodziło nam się lepiej. Nie chciałam urodzić dziecka w tym zimnym mieszkaniu, dlatego myśleliśmy o czymś nowym. Moi rodzice mieli dla mnie uzbieraną określoną sumę na mieszkanie. Moim marzeniem było jednak mieć dom. Rodziców nie było na to stać, więc sprzedali swoje mieszkanie i wraz z kwotą na moje mieszkanie został kupiony dom, w któym zamieszkaliśmy wspólnie: my i moi rodzice. I to był największy błąd.
- w 8 miesiącu ciąży nasze dziecko umarło. Tak po prostu.
- wróciłam do pracy. Zaszłam szybbko w kolejną ciążę, jednak poroniłam
- M. był dla mnie ogromnym wsparciem. Był przy mnie przez cały czas.
- dorabialiśmy się, kupiliśmy samochód. Mieszkanie z moimi rodzicami do łatwych nie należało. Dom miał być mój, ale formalnie wciąż należał do nich. M. strasznie im to wypominał. Były straszne kłótnie. M. jest bardzo samodzielny i denerwowało go, że jego rzeczy są przestawiane. Setki razy urządzałam awantury rodzicom. W momencie kłótni stawałam murem za M. Nigdy nie dawałam poznać, że się pokłóciliśmy. M. nie był też święty, ale tłumaczyłam sobie, że mieszka z moimi rodzicami, jest mu trudniej. Co jakiś czas dawał mi do zrozumienia, że już tego nie wytrzyma
- porozmawiałam z rodzicami o naszej sytuacji. Byli zaskoczeni, ale oddali cały wkład, jaki M. miał w wyremontowanie tego domu. Za te pieniądze i oszczędności mieliśmy kupić mieszkanie
- M. oznajmił, że chce, aby to mieszkanie było na niego. Argumentował, że on zgodził się na zrealizowanie moich marzeń i zamieszkanie w tym domu, który teoretycznie miał być mój. Chciał też mieć coś własnego. Zgodziłam się.
- przez cały czas M. był bardzo troskliwym i czułym mężem. Chodziliśmy na randki, jeździliśmy na wycieczki, spędzaliśmy cały czas razem. Nie nudziło nam się ze sobą, lubiliśmy razem przebywać.
- odkryłam, że M. często pisze SMS zakrywając przy tym telefon. Wyszło na jaw, że ma konta na różnych portalach społecznościowych i rozmawia z kobietami. Z różnych przyczyn nie mieliśmy żadnych znajomych. Rozmawialiśmy niejednokrotnie na ten temat, że trudno nam znaleźć nowe znajomości. M. tłumaczył, że przecież nie zagada na tym portalu do faceta, żeby nie wyjść na geja. Przedstawiał się jako stanu wolnego. Używał innych imion. Nie krył się z tym. Było mi ciężko, urządzałam awantury, jednak widząc, że to nic nie da, po prostu się pogodziłam z tym
- znowu było ok. Czasem zdarzały się kłótnie, głównie o mieszkanie z moimi rodzicami. Mówiłam, że już w tej chwili możemy się wyprowadzić, coś wynając na czas wykończenia mieszkania.
- pojechaliśmy na wakacje. To była prawdziwa sielanka. Było tak jak na początku.
- zawsze czuły i troskliwy M. zaczął się oddalać. Teraz to ja co chwilę przytulałam go. Chwytałam za rękę. Reagował obojętnie. Naszego psa głaskał co chwilę. Seksu nie było chyba od miesiąca. Tłumaczyłam to sobie przepracowaniem. M. pracował po 12-13 h dziennie. Faktycznie pracował, wiem to.
- nie wytrzymałam i zapytałam mu się w SMS czy jeszcze lubi mnie przytulać. Odpowiedział, że wolałby nie odpowiadać na to pytanie.
- podczas wieczornej rozmowy zapytałam co się stało. M. stwierdził, że od dawna miał dylemat. Podczas wcześniejszych kłótni czasem padał temat rozstania, ale M. zawsze przepraszał i godziliśmy się. Teraz było inaczej. M. stwierdził, że jego punkt krytyczny został przekroczony. Zbyt dużo drobnych, z pozoru nieistotnych rzeczy się uzbierało i coś w nim pękło. Czarę goryczy przelało to, że jego rzeczy zostały przestawione przez moich rodziców. Powiedział, że jest mu o tyle trudno, że wie, iż jestem świetną osobą, ale rozpoczęcie od nowa wyjdzie nam na dobre. M. stwierdził, że teraz chce być sam. Chce sam o wszystkim decydować. Na pytanie czy jest tego pewien powiedział, że raczej tak. Jak powiedziałam, że nie ma raczej, to tedy powiedział, że jest pewien. Nie chce myśleć o formalnym zakończeniu, ale jak będzie miał więcej czasu, to się tym zajmie.
- do naszego wymarzonego mieszkania, które za pół roku będzie ukończone wprowadzi się sam M., beze mnie. Do tego czasu mieszkamy razem. Mam go na wyciągnięcie ręki, ale to już dla mnie inna osoba. Śpimy razem, ale bez przytulania. M. o mnie bardzo dba. Gotuje, sprząta, rozmawiamy o wydarzeniach na świecie, taki współlokator, nie partner.
- staram się być silna i nie przytulać się do niego. Podczas nocy, gdy dowiedzialam się, że mnie nie chce, zmiękłam i zapytałam się go czy mogę. Powiedział, że tak, Przytulał mnie wtedy jak za dawnych czasów. Wiem, że to nie miało żadnego znaczenia, ale moje złamane serce niestety nie traci nadziei
Nie obwiniam M. ,nie pałam do niego nienawiścią. Po części rozumiem Go i jego decyzję, ale wciąż mi ciężko uwierzyć w to wszystko. Minął drugi dzień. Po wyczerpującej nocy wzięłam wolne z pracy. Nie płaczę, staram się trzymać, ale czuję olbrzymią pustkę. Właśnie M. napisał, czy chce dzisiaj iść do kina. Pewnie, że chce.
Jakoś to będzie, jakoś sobie z tym poradzę, jakoś....
Nie mam odpowiedzi na to co dalej. Nie proszę o porady z cyklu, jak to zatrzymać, bo to najzwyczajniej w świecie nie ma sensu. Musiałam się wypisać, rozgadać, a internet to najlepsze miejsce do tego
|