[lilo]

Ja mam za sobą już 3 poronienia, ostatnie tydzień temu. Większość lekarzy twierdzi, że poronienie do 3 razy to norma, i dopiero po 3 można stwierdzić czy to poronienie nawykowe i ewentualnie leczyć.

Po 2 poronieniu (a właściwie w jego trakcie bo jak już wiedziałam że źle się dzieje z dzieckiem), trafiłam do wspaniałego lekarza, który każde poronienie traktuje jak zło. Zrobiłam masę badań- przede wszystkim hormony (wyszła mi niedomoga lutealna i biorę duphaston nawet nie będąc w ciąży- pms, skoki nastrojów zniknęły, cera się poprawiła, ogólnie jest lepiej, jednak równowaga hormonalna jest BARDZO ważna), do tego przeciwciała kardiolipinowe, pakiet badań dla kobiet planujących ciążę (m.in. tokspolazmoza, różyczka), tarczycę, po drugim zabiegu łyżeczkowania zrobił też w szpitalu histeroskopię żeby obejrzeć macicę czy anatomicznie jest ok i czy po abrazjach nie ma zrostów. Poza tym testy nietolerancji pokarmowych (podobno jak czegoś nietolerujemy z jedzenia to wytwarzają się przeciwciała które "atakują" dziecko), i jeszcze jedno badanie autoimmunologiczne którego nie zrobiłam bo zaszłam w 3 ciążę.

Te wcześniejsze badania nic nie dały i oprócz niedoborów progesteronu (którego poziom regularnie badałam) i nietolerancji na ananasa i drożdże jestem zdrowa. Dodam, ze po każdym poronieniu badaliśmy zarodki genetycznie- były zdrowe.

Jak poroniłam po raz 3 lekarz powiedział, że jest przekonany że poronienia są autoimmunologiczne- w skrócie: mam alergię na dzieci, a mój organizm je odrzuca. Jak wrócą mi cykle, jadę to zbadać, jak się to potwierdzi- nie mam szans na dziecko bo będę ronić za każdym razem... Można niby podać jakieś immunoglobuliny dożylnie ale nie wiem czy się podejmę tej terapii. Na razie zobaczę co nam wyjdzie w tych badaniach.

Ale totalnie nie rozumiem, jak lekarz może powiedzieć że tak może być, i nie zlecić badań... Żadnych, nawet podstawowego panelu hormonalnego