Napisane przez gattone
Witam wszystkich Pochodzę niby z normalnej ale w pewnym sensie rodzice byli niewydolni wychowawczo: zbyt wcześnie mieli rok po roku dzieci (była nas trójka dwóch braci i ja) z którymi nie umieli sobie poradzić, wiecznie w pracy, matka niby zaradna i wygadana ale w domu podporządkowana naszemu ojcu - człowiekowi, który nigdy nie okazywał nam czułości, nie mówił kocham Cię, nie przytulał, po pracy telewizor i gazety. W większości czasu spędzaliśmy z kluczem na szyi lub u dziadków. Jako mała dziewczynka byłam molestowana przez dziadka, rodzice nic nie zauważyli bo ich wiecznie nie było a ja nie umiałam zwerbalizować tego co się działo. Jako nastolatka powiedziałam rodzicom po śmierci dziadka o tym ale nie uwierzyli bo dziadek był "dobrym człowiekiem". Lat już mam trochę ponad 30 i raz diagnozę borderline raz choroby afektywnej dwubiegunowej. Na ten czas jestem pod opieką psychiatry, psychoterapię niedokończoną, szukam na razie dobrego psychologa. Przez lata wikłałam się w dziwne związki, strasznie dużo dawałam z siebie wszystko a dostawałam prawie nic. Moja ocena jako osoby zawsze była bliska zeru, potrafiłam wiele zrobić dla osoby która okazała mi choć trochę uczucia, zainteresowania. Czułam ciągle głód miłości. Od paru lat jestem mężatką. W sumie można powiedzieć, że znów dałam od siebie wiele, wyidealizowałam partnera i przypisalam mu cechy i zachowania które nadinterpretowałam. Po paru miesiącach znajomości wpadliśmy i mamy córkę, która teraz chodzi do przedszkola. Myślę że gdyby nie ona nie bylibyśmy razem i nie bylibyśmy małżeństwem. Na początku znajomości z jego strony była fascynacja moją fizycznością a ja pomyliłam to z uczuciem z jego strony. Mój mąż wiele sprawił mi przykrości chociaż ja staram się go kochać. Gdy byłam w ciąży odmawiał mi na złość seksu (bo był zły że wpadłam), chodził po portalach randkowych a nawet erotycznych i utrzymywał kontakt smsowy z byłą mimo że ja sobie tego nie życzyłam. Taki erotoman gawędziarz. Było wiele z tego powodu kłótni i nawet dochodziło do rękoczynów z jego strony gdy "stawiałam się" i znajdowałam coraz to nowsze jego profile na internecie. A byłam wtedy w ciąży. Wiem, powinnam wtedy już uciec, ale jego rodzicom bardzo zależało by nam się ułożyło i dałam się namówić by zostać, że jak się urodzi dziecko to będzie lepiej. I rzeczywiście po urodzeniu dziecka było lepiej. Przez jakiś czas. Potem zostałam sama, on wiecznie w pracy a po pracy granie na komputerze. Czułam się strasznie samotna, sama z dzieckiem chodziłam na spacery,, na plac zabaw. On był i jest wiecznie zmęczony. Z wielkim trudem umiem go namówić na wspólny wypad, zazwyczaj ja sama z córką chodzę na spacery, do kina, na basen, do figloraju itp. On wraca z pracy i siada do komputera i go nie ma. Ja odkąd córka poszła do przedszkola pracuję, ale to ja wszystko muszę zrobić: uprać, posprzątać, zająć się dzieckiem. Gdy mam dość i mówię swoje zdanie lub coś od niego chce to co jakiś czas (ostatnio jakieś 1,5 miesiąca temu) wpada w szał, potrafi mnie uderzyć i nawet dusić. W ciąży też na mnie rękę podnosił. Gdy płaczę i mówię że jest mi przykro, że chce porozmawiać to on nie będzie ze mną rozmawiał, wmawia mi, że to moja wina, potrafi być bardzo okrutny i nieczuly. A po tych awanturach jest w miarę spokój. Nawet się stara, mimo wszystko kocha córkę, bawi się z nią jak umie, wyglupia, czasem gdzieś razem wpadniemy lub oni sami. Ale to są takie przeblyski. Ja wiem że mu ciężko bo spłaca kredyt na dom ale ja też się dokładam jak mogę mimo że zarabiam połowę tego co on. Jeszcze mieszkamy z teściami bo dom potrzebuje wykończenia. Teściowie jak już jest awantura to oczywiście biorą stronę synka i nic mu nie powiedzą bo jak kiedyś teściowa powiedziała że sami się go boją. Mimo wszystko jestem nieszczęśliwa choć może nie powinnam? Czuję że on jest ze mną z obowiązku bo tak został wychowany a mnie traktuje jak dodatek do córki. W ogóle nie przytula mnie, nie ma w nim czułości, nie całuje, nie mówi sam z siebie kocham Cię tylko jak ja mu powiem to czasem odpowie. Seks jest dla niego rozładowaniem pożądania, lubi ostrzejsze klimaty więc ja się zgadzam by mieć jakikolwiek seks. Zazwyczaj dba tylko o swoją przyjemność a ja jestem zostawiona sobie samej potem. Jak nie walczę o swoje zdanie, robię wszystko jak mu się podoba jest ok, dba o nas, potrafi sam zainicjować jakiś wspólny wypad. Materialnie gdy go poproszę to kupi mi gdy mi brakuje jakiś rzeczy, zawiezie do lekarza, na rozmowę o pracę czy coś załatwić. Tylko dać mu spokój, zająć się dzieckiem, wychować wg jego widzimisie, zrobić obiad, posprzątać, dać mu pół dnia pospać i pograć. Gdy ja chcę coś więcej zaczynają się awantury, czasem rękoczyny, wyzywanie od psycholi (bo leczę się u psychiatry), patologii (bo jeden z moich braci się "zaćpał" i był w więzieniu), bo za często mówię dziecku kocham Cię i za bardzo je rozpieszczam, więc ono woli mnie itd. On żyje tak jak najmniejszym kosztem: dobrze zjeść, pospać, pograć (ja też lubię gry ale z umiarem!) totalne minimum. A ja bym chciała jeszcze wyjść na spacer, pojechać w góry, na basen by dziecko nie musiało siedzieć w domu lub tylko że mną wychodzić. QTeraz jesteśmy na etapie zawieszenia broni, po ostatniej kłótni straszył rozwodem ale łaskawie dał mi szansę i mam umówić nas na terapię małżeńską co też zrobiłam i jesteśmy umówieni z psychologiem po Nowym Roku. Jest niby normalnie, jest miły dla mnie, razem wykańczamy dom i planujemy zakup mebli. Niby normalna rodzina. A ja czuję się tak cholernie samotna, chciałbym żeby ktoś mnie przytulił sam z siebie, bym nie musiała żebrać o uczucie, pocałunek, przytulenie, uścisk dłoni. Marzyć o normalnym, czułym seksie. A może jednak nie jest tak źle, może jak nie będę wymagać to będę miała spokój, dom, rodzinę. Przecież inni mają gorzej? Czy mam córce fundować rozwód bo czuję się niekochana i samotna? Przecież ona kocha Tatę... Wiem tez ze on zrobił by wszystko aby ona została z nim a ze mnie zrobił wariatkę jak powiedział w jednej z kłótni. I
Może to jednak ja jestem toksyczna a nie mój mąż? PS. Dzisiaj np. zrobił mi awanturę bo pytał rano córkę czy była grzeczna a propos Mikołajek - sugerując jej ze była niegrzeczna no bo tak ostatnio rzeczywiście była to ona mu powiedziała że sam jest niegrzeczny bo ją bije (w zabawie potrafią się bić, zresztą on jej pokazuje jak się bić - ja to nie bardzo pochwalam ale mam się "nie wtrącać") to on wyskoczył że ja na pewno jej nagadalam, że on ją bije i nastawiam ja przeciwko niemu i zaczął jej się wypytywać czy mama jej tak gada i na złość nie chciał z nią jechać do przedszkola ale udało mi się go wyprosić. Masakra jakaś - zawsze go tłumacze przed nią jak nie ma dla niej czasu bo po prostu mu się nie chce bo gra, śpi itd.
|