Cześć Dziewczyny
! Wszystkiego dobrego w Nowym Roku
. Chciałam tylko dać znać, że urodziłam 28 grudnia. Skurcze zaczęły się pod koniec drugiej dawki oksytocyny, później zaczęły się wody i przebito mi pęcherz płodowy. Wód było okrooopnie dużo, normalnie basen :p. babki się śmiały, że całe piętro zaleje. Potem to już porodówka i 12-godzinny koszmar. Pierwsze skurcze jeszcze były do przeżycia, korzystałam z basenu, piłki, okładów. Później znieczulenie i kilka minut snu, a potem zaczął się najgorszy ból ever. Dosłownie wyłam jak zarzynane zwierzę, błagałam o cesarkę, wymiotowałam. Lekarka stwierdziła, że jak w ciągu pół godziny nie urodzę, to tniemy. Udało się i nasz synek przyszedł na świat po 4 rano, 3,950 kg, 59 cm. Początkowo miał problemy z oddychaniem, więc nie było kangurowania nawet, położne szybciutko go zabrały a ja byłam totalnie przerażona brakiem krzyku. Na szczęście po chwili go usłyszeliśmy
. Spędził kilka godzin na obserwacji i wszystko skończyło się szczęśliwie. U mnie trochę gorzej, bo po tym wszystkim nie mogłam nawet podnieść się z łóżka. Kolejne dni to ciągły ból i osłabienie. Dodatkowo w trakcie porodu dostałam 3 antybiotyki, bo w morfologii do znieczulenia wyszły wysokie leukocyty. Strasznie mnie to wszystko sponiewierało. Szczególnie jak zostawałam sama z małym na noc, to była tragedia. Nie miałam praktycznie pokarmu, a on chciał ciągle jeść i wył. W końcu wyczerpana poprosiłam położne o dokarmienie. Ogólnie warunki w szpitalu i personel super. Trafiła nam się jednoosobowa sala z łazienką, więc w ogóle jak w hotelu
. Od niedzieli jesteśmy w domu. Niestety ja wciąż nie czuje się dobrze. Każdy mój ruch to ogromny ból. Ciężko mi się podnieść, przekręcić, chodzić :|. Jeszcze od wczoraj ciągnie mnie rana po nacięciu. Mam nadzieję, że to dlatego, że się goi. Dodatkowo załapałam jakieś przeziębienie i mam katar i kicham, więc już w ogóle pełny pakiet nieszczęść. Na szczęście mąż bardzo mi pomaga. Musimy trochę dokarmiać małego mlekiem modyfikowanym, bo za mało przybierał, a moje laktacja rozkręca się powoli, ale najważniejsze że się rozkręca. Dziś na przykład jest już całkiem przyzwoicie
i młody sporo pojadł, nie chciał już butelki.
Sorry za taki chaotyczny opis, ale wreszcie dorwałam się do komputera. Mam nadzieję, że u Was wszystko ok, lecę nadrabiać
.