Napisane przez backspace12
Jestem Żoną policjanta od 8lat. Przed wstąpieniem do służby wszystko było idealne, wręcz cukierkowo, wspaniale. Pierwszy był kurs podstawowy, już po pierwszym miesiącu pojawiły się pierwsze dziwne dla mnie nie zrozumiałe zwroty, inne reakcje na dane sytuacje, inne niż były dotychczas. Z miesiąca na miesiąc zmiany w zachowaniu mojego męża były coraz bardziej zauważane. Były to zwłaszcza pokazywanie władzy, siności charakteru, cwaniactwo pierwszej klasy a co to on nie jest. Myślałam ze to minie, ale fascynacja pracą policjanta nie malała, wręcz przeciwnie, rosła z tygodnia na tydzień. Kurs podstawowy dobiegł końca, integracja z kolegami z plutonu trwa do dziś, nawiązali niesamowicie mocne więzi miedzy sobą a przyjaźń między facetami jest zupełnie inna niż między kobietami, jest szczera aż do bólu i wskoczą za sobą nawet w ogień bez zastanowienia.
Kilka tygodni/ miesięcy po kursie podstawowym, trochę to wszystko ucichło , było spokojniej choć już nigdy nie wróciliśmy do takiej samej relacji jak sprzed pójściem do policji. Nigdy nawet teraz.
W miedzy czasie mąż odbył kilka innych szkoleń, po każdym wraca bardziej "męski" tzn. bardziej trwardy, nie ugiety, nie dający prawa głosu, przebicia i wyrażenia odmiennego zdania niż takie jakie on sam sobie wymyślił.
Ostatnio wrócił z kursu specjalistycznego. Miałam nadzieje, że będzie choć trochę inaczej, lżej bo to już kolejny kurs, wyjazd. Początkowo było ok., dzwonił pisał, fakt zjeżdżał co tydzień do domu w przeciwieństwie do innych osób, chyba jako jedyny był tak dużo w domu. To mnie trochę uspokajało, odpowiadało mi ze jest w domu, że go czuję, mogę z nim "porozmawiać" , jednak to wyglądało tak ze to ja mowie a on "słucha". Tłumaczyłam sobie dużą ilością nauki, stresem związanym z kursem itp. A tu jak zwykle wszystkie sytuacje wychodzą na światło dzienne, tuz po zakończeniu kursu.
Czekałam z wielkim utęsknieniem na zakończenie szkolenia.
I co, po co ? Niby przyjechał stęskniony, niby spragniony. Nie wiem jak jest naprawdę, nie umiem go rozszyfrować, odczytać co czuje. Mówi o sobie nie wiele, nie reaguje na mój smutek, złość, cierpienie, płacz. Podczas kłótni pojawia się coraz więcej niechcianych słów z jego strony, coraz częściej czuje się niezbyt pewnie przy nim.
Na pytanie dlaczego tak się zachowuje, mówi tylko tyle " mam dużo wspomnień, to wszystko się skończyło, zbyt szybko, ciężko mi wrócić..." KUR****, przepłakałam cały weekend, nie umiem sobie tego wszystkiego poukładać, nie wiem co się tam takiego działo ze tak bardzo mu "ciężko mu jest wrócić. Warunki były iście spartańskie, brud, syf, grzyb, średnio smaczne jedzenie. Po tym kursie więcej tajemnic i brak opowieści niż z poprzednich wyjazdów.
Nie, o zdradę go nie podejrzewam, bynajmniej próbuje w to wierzyć.
Najhardziej boli mnie brak empatii i brak współczucia dla drugiej osoby, brak docenienia pracy innych osób.
Ja jako matka i żona byłam zostawiona sama sobie na okres 3,5 mies. z dziećmi, pracą zawodową, obowiązkami domowymi, z zajęciami poza lekcyjnymi, szkołą dziecka, lekcjami, i moją drugą pracą. I wiecie co usłyszałam po przyjeździe, w podzięce za to że ogarniałam lepiej lub gorzej swoje/ nasze życie rodzinne? NIC !
A jak zaczęłam się dopominać czy po powrocie czy w trakcie trwania kursu ze jest mi źle i ciężko. to była gadka żebym "NIE ROBIŁA Z SIEBIE MĘCZENNIKA"! Oczywiście zareagowałam wielkim płaczem i chciałam wyrzucić to wszystko z siebie, więc powiedziałam co czuje, ze jest mi strasznie przykro, ze go nie czuje, nie ma wsparcia, miłości, zrozumienia itp. i dalej płacz. A on na to wszystko żebym dała mu się spokojnie wyspać ! i żadnej reakcji na moje słowa, płacz. NIC TWARDY JAK SKAŁA.
Jestem przerażona, totalna rozsypka. Nie wiem jak długo jestem to wszystko znosić i żyć pod jego dyktando...
Nie wiem czy tylko jemu tak odwaliło na temat policji,i służby czy większość policjantów tak ma?
Chciałabym poznać wasze historie na temat związku z policjantem przed i po wstąpieniem do służby.
|